wtorek, 16 września 2008

~ SOBOTY CIĄG DALSZY CZYLI LUMINARA DI VOLTO SANTO W LUKCE

Po wieczornej Mszy w sobotę, zabrawszy dodatkowych pasażerów w postaci Marianny z córkami, wyruszyliśmy do Lukki. Pojechaliśmy skuszeni informacją o Luminara di Volto Santo w Lukce. Z okazji Święta Podwyższenia Krzyża w jego wigilię odbywa się niezwykła procesja całej archidiecezji Lukki. Początek ma w Bazylice San Frediano, wiedzie ulicami i placami oświetlonymi jedynie żywym światłem świeczek w plastikowych oprawkach (podobnych do tych jak w Pizie, w czerwcu).
Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać, nie znaliśmy ogromu przedsięwzięcia, zasięgu terytorialnego przybyłych. Ale o tym później.
Od Bramy San Donato murami trafiliśmy do bocznego wejścia Bazyliki. Przy świątyni tłumy oczekujących, nie rozeznaliśmy, że procesja już się zaczęła. Myśleliśmy, że w samym kościele trwają jeszcze jakieś uroczystości. Weszliśmy i mowę nam odjęło. W przeciwieństwie do pozostałych obecnych. Musiałam mocno szczypać się po policzkach, wzrokiem szukałam elementów świadczących, że jestem w miejscu sakralnym. Wokół harmider, jakiego jeszcze nie słyszałam w życiu w żadnej włoskiej świątyni, nawet takiej często nawiedzanej przez turystów, nawet w okropnej architektonicznie hali (trudno mi ją nazwać kościołem) w San Giovanni Rotondo. Ludzie prowadzący swobodnie rozmowy, witający się ze sobą, jakiś biskup omawiający coś z jakimś burmistrzem, mocno obnażone (bo w tajskich strojach) kobiety, ktoś przysypiający w oczekiwaniu
.
Myślałam, że wzrok i słuch mnie mami. Wyszliśmy więc przed kościół, a tam kolejna kakofonia barw i dźwięków, w której powoli zaczynałam rozróżniać jakieś melodie, w końcu nawet zaintonowano pieśń o Krzyżu Świętym.
Udało nam się dostrzec, że procesja ruszyła. Ale ponieważ plac przed Bazyliką był strasznie zapchany ruszyliśmy bocznymi uliczkami do Duomo, by tam (mieliśmy nadzieję) spokojniej przyjrzeć się tej niezwykłej uroczystości. Po drodze i tak nie opanowalismy się przed ciekawskim rozglądaniem. A to zatrzymało nas okno, a to poczułam się jak u siebie patrząc na stos ustawionych pod murem sztalug.
Co do obranego kierunku marszu mieliśmy rację. Znaleźliśmy dobre miejsce przy wejściu na rzęsiście oświetlony plac przed katedrą.
Dosięgła nas gama przeżyć audiowizualnych. Wiem, wiem - upraszczam. Ale nie przyszło mi inne określenie na myśl. Bo trudno mi opisać dźwięki orkiestr dętych idących w strumieniu uczestników procesji. Co lepsza wywoływała we mnie ciarki i przeogromne wzruszenie. Wyobrażacie sobie?! Orkiestra dęta!
A poza tym sam ogrom i zasięg parafii, które zjechały się do Lukki. Jeszcze wtedy nie wiedziałam po jakim kluczu to było dobrane. Nazwy miejscowości wydały mi się zbyt odległe, jak na samą diecezję Lukka (włoskie diecezje obejmują swoim zwierzchnictwem stosunkowo niewielkie obszary geograficzne), dopiero potem dotarłam do informacji, że to jest archidiecezja. Powoli więc przed naszymi oczami przechodzili wierni z olbrzymiej ilości parafii. Nieśli w rękach zapalone grube długie świece, które za dobrowolną ofiarą nabywali na początku procesji. Część z nich śpiewała, inni powtarzali jakąś modlitwę, jeszcze inni szli w milczeniu.
.
Niestety nie udało nam się zobaczyć początku uroczystości, nie wiem więc, czy jest prawdą, że otwiera ją niesione Volto Santo (czyli święte oblicze) – drewniany krzyż polichromowany, którego autorstwo według średniowiecznej legendy przypisuje się ewangelicznemu Nikodemowi.

Parafie szły w kolejności nazwałabym estetycznej. Te najbardziej efektowne wizualnie były pod koniec procesji o charakterze religijnym. Z zafascynowaniem patrzyłam na koronkowe rzeźbienia lampionów, krzyży, czy medalionów. Wszystko lśniące w blasku świec.
Nie mogło zabraknąć i innych krzyży, nap z baldachimem, czy często spotykanego w Toskanii z narzędziami Męki Pańskiej
.
Gdzieniegdzie łopotały sztnadary, a jeden z nich zdumiał mnie swoją wielkością.
Wśród procesji znalazły się różne ugrupowania zakonne - a to Bożogrobcy, a to Kawalerowie Maltańscy.
Na koniec witani gromkimi oklaskami szli błogosławiąc wiernych biskupi. Był wśród nich nawet biskup z Pistoi, gdyż z urodzenia jest Lukkańczykiem.
Przerwa około pięciometrowa dzieliła część religijną od? hm, jak to nazwać? Tę część rozpoczynali przedstawiciele powiatu Lukka i województwa toskańskiego, potem mogliśmy zobaczyć przedstawicieli poszczególnych gmin, wszyscy uroczyście ubrani a burmistrzowie dodatkowo przepasani trójkolorowymi szarfami w barwach włoskiej flagi.

A po nich wszelkiej maści stowarzyszenia, przedstawiciele gazety itp.
Po nich szli Lukkańczycy mieszkający we wszystkich możliwych zakątkach świata. Stąd te kobiety w tajskich strojach. Ten fragment już raczej parady, nie procesji, zrobił na mnie wrażenie. Jednakowe sztandary zapowiadające poszczególne grupy różniły się „jedynie” nazwą przyjezdnych na uroczystość. Skromnie pochód otwierali mieszkańcy Rzymu, potem Mediolanu, następnie różnych miast europejskich a kończyli egzotycznie ubrani mieszkańcy Bangkoku a po nich jeszcze z obszernej Australii.
W niedzielę Krzysztof usłyszał anegdotkę , która krąży wśród Toskańczyków o mieszkańcach Lukki i ich wrodzonej przedsiębiorczości. A mianowicie Krzysztof Kolumb po wyjściu na brzeg Ameryki został przywitany przez Lukkańczyków chcących mu sprzedać szopki bożonarodzeniowe.

Całość domykała barwna parada w strojach historycznych.
Krzysztof, zobaczywszy ludzi przebranych za zakonników, stwierdził, że gdyby biskupi szli pomiędzy nimi, to nit by się nie spostrzegł, że to nie przebierańcy. Wszyscy pewnie z zachwytem by twierdzili, jak cudownie są ubrani. Tym bardziej, że faktycznie mieli na sobie piękne kapy, niesione przez pomocników.
Z niejakim, niezłośliwym rozbawieniem, zauważyliśmy już po zakończeniu uroczystości, że jeden z "zakutych łbów" ma niesamowitego zeza. Czy stąd ten strój?
Nie sposób wymienić wszystko, co zobaczyliśmy, cały niezywkły strumień ludzki kierował się do katedry, podejrzewam, by złożyć hołd Volto Santo.
Przepraszam za jakość zdjęć, robione nocą jeszcze nie do końca wyuczonym aparatem, który dodatkowo wytwarza dość duże „szumy” przy nocnym fotografowaniu. Część rzeczy, które opisałam, najlepsza jest do obejrzenia i wysłuchania w krótkich filmikach.

Brak komentarzy: