Teraz znowu mieszam, bo wracam do niedzieli, o której jeszcze nie pisałam. Otóż marzyło mi się już od zeszłego roku zażyć kąpieli w ciepłych wodach. Po problemach z kręgosłupem i wspaniałej poradzie jednej z moich czytelniczek odkryłam błogosławieństwo gorących kąpieli. A że ta część mojego kośćca była wykończona, to nie muszę pisać. No i w końcu zebrało się w jednym dniu kilka sprzyjających czynników, typu pogoda, wolny czas itp., by pojechać. Ale dokąd? Termalnych źródeł w Toskanii jest pokaźna liczba. Nas interesowały te na otwartym powietrzu oraz z nieograniczonym dostępem. Najbardziej znane w Saturnii są ciut za daleko, jak na popołudniową wycieczkę. Ze strony internetowej o ogólnodostępnych termach w Italii wybraliśmy Bagni di Petriolo. Pierwsze wzmianki o tym ujęciu pochodzą z 1230 roku. W 1404 przeprowadzono fortyfikację term, ale nie wiem dlaczego. Resztki murów zachowały się do dzisiaj. Miejsce to zaszczycali swoją obecnością Medyceusze i Gonzagowie, kardynałowie, książęta. Najsłynniejszym chyba kuracjuszem był papież Pius II, ten który zlecił powstanie renesansowej Pienzy. Obecnie towarzystwo korzystające z dóbr Bagni di Petriolo wydaje się być o wiele mniej szlachetne, a na pewno mniej szlacheckie. Okazałą grupę zażywających kąpieli stanowili Pankabbestia (młodzi ludzie bez stałego miejsca zamieszkania) oraz rodziny muzułmańskie. Paru śmiałków rozbijało w pobliżu obozowisko.
Wody ujęcia mają temperaturę bliską 45 stopni Celsjusza, co pozwala na korzystanie ze źródeł właściwie przez cały rok. Już z daleka czuć, co stanowi ich składnik. Zapach siarki wiedzie bezbłędnie ku celowi.
Łatwo do nich dotrzeć, gdyż leżą nieopodal drogi ze Sieny na Grosseto. Korzystając ze źródeł można podziwiać ludzką myśl techniczną w postaci olbrzymiego wiaduktu, którym wiedzie ta trasa. Ja już nic innego nie mogłam podziwiać, bo bezmyślnie najpierw weszłam do źródeł a potem z mokrą głową już nie chciałam chodzić po okolicy. Ale nadrobię to następnym razem. Zdjęcia więc robił Krzysztof, który nie wziął ze sobą odpowiedniego "sprzętu", mnie coś tknęło i załadowałam na siebie strój kąpielowy.
Zapach siarki nie jest mocno dokuczliwy, więc można dość długo wygrzewać obolałe ciało. Przy samym ujęciu nie idzie zbyt długo wytrzymać, wszyscy po chwili wyglądają jak prosiaczki. Za to woda u stóp jest już okrutnie lodowata. Spodobała mi się ta forma rekreacji. Mojemu kręgosłupowi także. Zresztą po zażytej kiedyś kąpieli w saunie a potem w przerębli, w Finlandii, żadne takie niezwyczajne moczenia ciała nie są mi niestraszne. Potem wsiedliśmy do samochodu, którego nawiew posłużył mi za suszarkę do włosów. Dzięki temu mogliśmy przedłużyć wycieczkę o jeszcze jeden niespodziewany punkt programu, ale o tym w następnym wpisie. Ja wracam, do prac wszelakich.
jakoś ta "plaża " jak na Toskanię mało estetycznie wygląda ....ważne że zdrowia dodaje
OdpowiedzUsuńBosko!
OdpowiedzUsuńProszę się kurować. Takie kąpiele to sama dobroć dla ciała i duszy! Miejsce ciekawe. A jak idzie remont strychu kiedy takie dolegliwości. Czas przed Wielkanocą jest wyjątkowo obciążający i pracowity, dlatego zdrówka życzę.
OdpowiedzUsuńWow, jak fajnie! Tez bym tak chciala:)))
OdpowiedzUsuńŁadnie tam:)
Pozdrówki i zdrówka Małgoś!
ale Gosiu w tych termach wygladasz bosko, mogłas te dekupazowe jaja wziąśc ze soba i pracować dalej :))) Monika z Poznania
OdpowiedzUsuńzastanawiam się, czy jak ja bym wyciągneła wanne zeliwna na ogród i nalała goracej wody, to mogłabym sąsiadce wmówić, że u mnie woda termalna wytrysnęła? :))))
Bardzo miło wspominam kąpiele we wspomnianej Saturnii, tylko potem, mimo prysznicowania, olejków i innych zabiegów dwa dni śmierdzieliśmy siarką i zgniłymi jajkami ;)))
OdpowiedzUsuńale dla zdrowia!!!
Bardzo nam się podobało. Zresztą we Włoszech wszystko nam się podoba ;)))
Życzę zdrowia i pozdrawiam serdecznie
Też kiedyś kapałam się w błotku śmierdzącym siarkowodorem - na Wulkano. No i smrodek został na dzień przynajmniej, ale fajne uczucie. Błotko było w środku wyspy, a gorąca woda wytryskiwała na brzegu morza. Trzeba było sobie swojego "bąbla" poszukać i miało się swoje jacuzzi.
OdpowiedzUsuńŚwietne zabiegi!
OdpowiedzUsuńPewnie już lepiej się czujesz ? No i przy okazji znowu dla mnie jakaś nowa ciekawostka:)
Życzę dużo zdrowka i siły w ,,przymiarce" do Wielkanocy :)))
Gdynianka
Oj jak Ci dobrze :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miedzy swoimi zajeciami domowymi :)
Mamy zamiar wybrac sie do Toskanii tego lata. Bardzo sie ciesze, ze odkrylam Pani blog!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
odkąd śledzę pani blog zastanawia mnie jak to było u pani z nauką włoskiego? Przypuszczam, że teraz po paru latach życia we Włoszech mówi już pani płynnie. czy uczyła się pani jeszcze przed wyjazdem? uczyła się pani na kursach/z książek (może pani jakieś poleca:)?) czy po prostu 'na żywioł'-w konfrontacji z Włochami? czy miewa bądź miewała pani problemy z porozumiewaniem się po włosku?
OdpowiedzUsuńmiłośniczka włoskiego