czwartek, 31 grudnia 2009
poniedziałek, 28 grudnia 2009
NIESPODZIEWANIE JESZCZE PRZED KOŃCEM ROKU KOMENTARZOWISKO
Najpierw chciałam serdecznie podziękować za wszystkie życzenia na blogu, w mailach i w starej niedobrej (bo opieszale działającej przed Świętami) poczcie. Jak część z Was tego zaznała nie dałam rady w tym roku sprostać miłemu obowiązkowi i mailowe życzenia wysyłałam jeszcze w sobotę, a i tak podejrzewam, że jakiś list umknął mojej uwadze. Prawdziwą pocztą przyszły między innymi wzruszające prezenty od blogowiczek, była to płyta z kolędami od Małgosi (słuchana na okrągło wte Święta), albumik starych kartek z moim rodzinnym Gorzowem Wlkp. (z nostalgią uważnie obejrzany) czy suszone jabłka od Joanny, których część, li tylko symbolicznie, dałam do kompotu a resztą smakowicie się zajadałam. A we wtorek 29 grudnia dotarła książka i czekolada od niebieskiej. Całusków tysiące babeczki!
Ponieważ padły pytania, na które odpowiedzi mogą potem w przydługim komentarzowisku umknąć osobom zainteresowanym, postanowiłam czym prędzej odpisać.
toja pytała o grafikę świąteczną. Otóż Kasiu ani to kartka ani witraż. To jest zrobione tabletem, czyli myszą-piórem prosto w komputerze, bez klasycznego nośnika w postaci np. papieru. Jedna z wyróżnionych na Mikołaja dostała papierową wersję, ale już nie pamiętam do kogo ją wysłałam.
Anonimowa osoba pyta o program do robienia kolaży. To Picasa.
Na razie tyle, jak by co to tutaj jeszcze dopiszę odpowiedzi.
Jeszcze raz przepraszam za kłopoty ze zdjęciami. Jest to wina tego szablonu a ja się na tym nie znam, jak ominąć inaczej ten problem. W blogu książki nie występuje to zjawisko, zdjęcia powiększają się w tradycyjny sposób.
ŚWIĄTECZNE OKRUSZKI
A było jej mnóstwo na te Święta. Pierwsze to zamówienie od księdza proboszcza na ołtarz. Odmówić się nie dało a i chęci były. Miałam wpasować się w planowane gwiazdy betlejemskie. Skoro już wyćwiczyłam rękę w klejeniu gwiazd, to zrobiłam jeszcze ich dużo więcej (same kwiaty), na prezenciki dla co bliższych memu sercu parafian. Potem oczyściłam się z koloru, zostałam z bielą i koronkami, bo to motyw przewodni dekoracji, jaką sobie wymyśliłam na minione Boże Narodzenie do soggiorno. Przyznam, że te świece poprzedziło wiele eksperymentów i przemyśleń, jak pokonać pewne niedogodności tworzywa. Więcej nie zdążyłam już wymyślić. Szlak jednak uważam za przetarty, a raczej wycięty.
Psy wyczuły uroczysty charakter posiłku i nie żebrały o resztki ze stołu.
Pod choinką skromnie, ale za to z sercem. Najbardziej chciałabym się pochwalić czterema tomami albumu "La Parola Dipinta", czyli "Słowo namalowane ". To rzecz traktująca o wszystkich freskach w Kaplicy Sykstyńskiej. Jak widać na stronie wydawnictwa ukazała się jeszcze 5 część pt. "Papieże i sztuka", ale św. Mikołaj musiał szybciej złożyć zamówienie, a i tak ledwie zdążył na czas. Piękne, rewelacyjnej jakości reprodukcje oraz teksty. Ale na te musi przyjść jeszcze czas. Ja z kolei dopomogłam świętemu biskupowi w dostarczeniu pokrowca na lekcjonarz. Niektórzy Włosi mają alergię na dawne dobre, wypróbowane wzornictwo sakralne i doszli do takiego oto etapu:
środa, 23 grudnia 2009
poniedziałek, 21 grudnia 2009
SPOSÓB NA MRÓZ I ŚNIEG
A wracając do zimy i sposobów na nią przedstawiam radość obopólną - Krzysztofa i moją - stosik książek.
Zaraz potem zdjęcia z krótkiego spaceru przy klasztorze.
Boguś nawet usiłował biegać w wyjściowym stroju. Wyglądał pociesznie. I nie poczytajcie tego, proszę, za fanaberię właścicieli psów. Po prostu mamy nauczkę, gdy go kiedyś zabraliśmy w góry, łapy zmarzły mu tak, że krwawił. To było dwa lata temu.
Na koniec, poza komentarzowiskiem, odpowiadam Monice, może wykorzystasz to jeszcze przed Świętami. Nic nie dodaję do parafiny, "chwytam moment". :)
niedziela, 20 grudnia 2009
KOMENTARZOWISKO
Zapewne ostatnie przed Świętami.
Decoupage to technika właśnie dla osób "nieśmiałych plastycznie". Prowadziłam pracownię dla dorosłych. Za pierwszym razem skład mi się rozsypał, bo ponoć dałam za wysoki poziom. A ja chciałam nauczyć ich podstaw rysunku i powoli malarstwa. Okazało się, że dorośli mają o wiele mniejszą tolerancję na błędy, na których przecież mamy się uczyć. A potem ponownie założyłam pracownię, ale głównie technik hobbystycznych, w tym decoupage. I to było to! Tylko mi przybywało chętnych, aż w końcu musiałam odmawiać nowych przyjęć. Oczywiście w decoupage są stopnie trudności i artyzmu, ale od czegoś trzeba zacząć i nie ma się czego bać. Po prostu spróbujcie kobiety! Każda z Was to potrafi, tylko część o tym nie wie.
O prezencie mikołajkowym już się tyle rozpisałyście, że nic tu po mnie. Ja już Waszą radość zapakowałam, teraz poczekam do Wigilii z rozpakowaniem. Będzie niespodzianka :)
Agnieszko jak już zapewne wiesz liście zapakowałam do przesyłek ze świeczkami, tylko nie chciałam wcześniej się z tym zdradzać, żeby dziewczyny miały niespodziankę.
Justi właśnie dlatego suszę pomarańcze i cytryny na kaloryferach, bo w piekarniku przypaliłabym bezapelacyjnie. A poza tym jak by nie było to nie wymaga dodatkowej energii, poza tą, która idzie na ogrzewanie.
A co do klubu miłośniczek i miłośników Toskanii, to może coś by się dało zrobić. Jakieś forum? Tylko lepiej żeby było tu zalinkowane a gdzieś indziej sobie wisiało, bo tu już i tak wydaje mi się że jest napstrzone. Pomyślę nad tym, ale może nie przed Świętami?
Nad spotkaniem z Wami pomyślę. Najbliższy mój pobyt planuję po 9 sierpnia i najłatwiej będzie mi to pogodzić z innymi wizytami w Poznaniu. Więc tak wstępnie rzucam hasło a nad formą się pomyśli. Do tego przyda się też forum.
Za wszystkie informacje i przepisy dotyczące czarnej kapusty dziękuję za całego serca. Na razie jednak poczekam aż mi przejdzie uraz.
Audiobook mam już u siebie więc mogę częściowo odpowiedzieć na pytania. Otóż to, co tu zaprezentowałam to próbka Oryginał ma podziały tak jak w książce, łącznie z datami, dniami tygodnia i podtytułami. Całość trwa ponad 8 godzin, więc chyba nie ma skrótów. Zwracam uwagę, że to MP3, co oznacza że pewne stare odtwarzacze mogą nie ugryźć tego typu plików.
Rozumiem rozczarowanie Olbrzyma i DoReMiego, że to nie mój głos. Ja jednak uważam, że dźwięki wydawane przeze mnie są "wytrzymywalne" w osobistym kontakcie a nie w profesjonalnym nagraniu. Mnie się dobrze tego słuchało, bo łapałam pewne odejście, jak by to ktoś inny napisał. Tak jak nie przeczytałam książki już wydanej, tak płyty czasami słucham. Najchętniej zostawiłabym sobie to na jakąś podróż, ale w samochodzie chyba nie mogę słuchać MP3, musiałabym zamienić format na wave.
Struffoli nie są według mnie wielce atrakcyjną słodyczą. Z tego co się orientuję w ciastach (może specjalistka majana mi to potwierdzi) to po prostu kruche ciasto smażone na oleju.
Wildrose ja w ogóle jakoś nie przepadam za tutejszymi ciastami (ani tymi z kruchego ciasta ani panettone), wolę tak jak i Ty tiramisu, desery typu pannacotta no i cukierki, że nie wspomnę o lodach. Dudi kuleczki są jak najbardziej jadalne. Szukałam jeszcze innych srebrnych czy złotych ozdób, ale niestety nie znalazłam.
Florencja.
Kingo wystawa jest tylko do 24 stycznia.
atelier polonaise nigdy nie widziałam zakazu fotografowania wystaw sklepowych. Następnym razem zwrócę na to uwagę, ale czy się podporządkuję?
A na prowincji a raczej w provincia, czyli powiecie, mieszkają ludzie w Italii, więc się tam nie licytujcie, która z głębszej prowincji :)
Agnieszko można chyba nas nazwać pokoleniem chińskich gumek do mazania. Ja też mięknę nawet przy stoiskach papierniczych, a takie florenckie "Il Papiro" to już w ogóle bajka. Jest jeszcze inny sklep, z dużą ilością papierów do decoupage o tak cudnych wzorach, że nie mogę do niego często wstępować. To sklep "Tassotti" znajdujący się nieopodal Duomo na Via dei Servi.
Po prostu cudo! Gdzieś miałam zdjęcia, ale akurat nie mogę znaleźć, więc teraz to co znalazłam w sieci.
No i wracając do śniegu i mrozu w Toskanii. Bez żartów - to klęska. Po pierwsze strach, żeby nie zamarzły gaje oliwne, jak bodajże w 1985 roku. Cytrynka też się niepokoi, dzisiaj Krzysztof dodatkowo opatulił wszystkie cytrusy. Pod wieczór udało mu się z kolei dodzwonić do wodociągów w sprawie wody, mają taką ilość zgłoszeń, że nie wyrabiają. Liczniki i rury są zbyt blisko powietrza no i pozamarzały. A tak jak wildrose pisze, tutejsze budownictwo nie przewiduje mrozów. Trochę się nie dziwię, jeśli ostatnie duże mrozy były 24 lata temu.
Uspokajam też, że elegancki staruszek nie ucierpiał i po krótkim instruktażu od młodych mężczyzn, jak ma jechać po zamarzniętym śniegu, spokojnie odjechał.
Za to opowiem Wam o dziadku cytrynowym. Świeczkę porwała mu córka, więc w Nowym Roku chyba mu jeszcze jedną zrobię. Z kolei "Cytrynową Madonnę" powieszono nad kominkiem, ale dziadek lubi przy nim grzać swoje tylne części ciała i uważał, że nie wypada do obrazka tyłem stać, więc przewiesił go na przeciwną ścianę :) Pochwalę się, że przyjechał dzisiaj po południu ze swoim wspaniałym kasztanowym miodem, w sam raz będzie do świątecznego piernika.
I jeszcze odpowiem, między innymi Eugenii. Świeczki jak najbardziej sprzedaję, ale tutaj, bo mimo że tutaj to nie są wysokie ceny, ale ich przelicznik na złotówki wraz z kosztem wysłania jest chyba dość wysoki. Oczywiście zależy od rodzaju świecy. Ale taka np., dla majany waży około kilograma. No, ale nie mi decydować, na co kogo stać. Nie chcę się tu rozpisywać nad tym, zainteresowane osoby proszę o kontakt mailowy. Już mnie parokrotnie namawiano na jakiś sklepik internetowy, ale to chyba prędko nie nastąpi. Może e-bay?
To na razie tyle. Pozdrawiam z ciepłego pokoju.
KLĘSKA ŻYWIOŁOWA
Droga pokryła się gustownie zamarzniętą breją śnieżną i od rana jest problem z przemieszczaniem się. Na porannej Mszy św. było około 10 osób. A i tak uważam, że dwie starsze panie przesadziły, bo to bardzo niebezpieczne dla nich złamać sobie nogę. Ja sama ledwie złapałam równowagę wchodząc do domu, bo jest z lekkiej górki.
Siedzieliśmy przy porannej herbacie, gdy nagle coś mocno stuknęło za oknem,a to jakiś elegancko ubrany dziadek wpadł w poślizg i uderzył w plebanię. Stało się to akurat w miejscu, gdzie po wierzchu idzie rura z gazem. Uff! Nie zniszczył jej, bo już wtedy zostałby nam tylko prąd :)
Ogólnie jest wesoło :)
Nastrój iście świąteczny, więc dla jego podkreślenia tegoroczna dekoracja przed drzwiami.
I żeby nam się cieplej zrobiło - parę świeczek. Gwiazda betlejemska i świeca cytrynowa to prezenty, już poszły w świat. Cytrynowa wiadomo dla kogo :)
A róże to wczorajsze szybkie zamówienie na sprzedaż. Kupująca była wielce zadowolona, zwłaszcza że trzecia róża była dla niej w prezencie :)
sobota, 19 grudnia 2009
CISZA
Pomilczałam sobie i wcale nie z lenistwa, jeno z braku internetu. Ciekawe doświadczenie.
W domu ciszy nie było, a to ozdoby a to mięsiwa do zamrożenia na polski obiad świąteczny, a to świeczkowe prezenty, dalszy ciąg szycia, kąpiel psów. Praca wre! Wszystko powoli opiszę, dzisiaj jednak wyskoczyło mi jeszcze zamówienie na świeczki, więc dziergam. Z doskoku jednak się odzywam, żeby nie było, że coś mi się stało.
Jedyne co się stało na pewno to cisza za oknem. Wczoraj wieczorem zaczęła sypać się grubymi płatkami. Opatuliła wszystko dźwiękoszczelnie, zamknęła samochody w domach. Ranek jeszcze też był względne spokojny, auta powoli zaczęły wypełzać na drogi, onieśmielone bielą, której tu, na nizinie, już chyba z 6 lat nie było.
Boguś chyba jeszcze pamięta śnieg, ale stanowczo za nim nie przepada. Za to Druso zdawał się nie odczuwać niewygodnej temperatury, tyle dobra do jedzenia! I wszystko jego :)
wtorek, 15 grudnia 2009
NASTĘPNE SŁODKOŚCI
Poniedziałek miał dość wyrazisty podział. Do obiadu większe zakupy w olbrzymim hipermarkecie położonym nieopodal Montecatini Terme. A potem piekłam pierniki. I na tym skończyłam. Z ozdabianiem poczekam. Tym razem nie musiałam sobie dosładzać, więc dla kontrastu wspomagałam się pysznym wytrawnym płynem :)
Wieczorem natomiast zaczęłam pisać poprzedniego posta, zakończyłam dzisiaj około południa robiąc przerwę w pisaniu na sprzątanie i pucowanie. Popołudniem zabrałam się za szycie fragmentów wystroju świątecznego do soggiorno. Ale o tym na Wigilię. Czynności nie za wiele, bo wszystkie zagarnęły czas. A za oknem od dwóch dni wiatr urywa głowę. To chyba dmucha śnieg, który spadł w górach, gdzie z kolei mroźno i bezwietrznie. Przez wiatr musiałam mocniej nagrzewać pracownię,gdyż zimnica hulała sobie bezwstydnie po moim królestwie i ręce grabiały. Druso bał się szumu i niezbyt mu się podobało przebywanie w pracowni. Teraz leży na moich kolanach opierając łeb o prawą rękę, czyli skutecznie utrudnia mi pisanie. Zaraz jednak się to skończy, bo idę na Mszę św. połączoną z Nowenną na Boże Narodzenie. Nie ma tu Mszy roratniej ani rekolekcji, więc trzeba między innymi w ten sposób przygotować się na Święta.
Cieszę się, że większość przesyłek już dotarła i jak widzę w całości. Uff! A Wasza radość jest przemiła - zapakuję ją sobie pod choinkę :)
poniedziałek, 14 grudnia 2009
SPOSÓB NA KOŁOWRÓT
Chodzi oczywiście o kołowrót przedświąteczny. Lubię go bardzo, ale czas go nie lubi. I ciśnie i ciśnie, wyciska wszystkie wolne chwile. Stop! Trzeba coś z tym zrobić. Najlepiej wsiąść do pociągu, wcale nie byle jakiego, i pojechać do Florencji. Wychodne było na całego, bo zwolniona byłam nawet z gotowania obiadu. Prosto ze stacji udaliśmy się więc do "Leonardo". Kierował nami nie tylko motyw ekonomiczny ale i szybkość samoobsługi, plus jakiś specjalny sentyment do tego miejsca. Zwłaszcza te "Misiowe" łańcuchy z otwieraczami i laminat w kratkę.
Swojsko, nieprawdaż? Za to jak zawsze smacznie.
Najedzeni? Idziemy do Palazzo Strozzi. Już od dłuższego czasu kusiła mnie wystawa o przewrotnym w moim tłumaczeniu tytule "Oszukaństwa i sztuka" . I z wyjaśniającym więcej podtytułem: "Cuda trompe l'oeil od antyku po współczesność".
Znacie moją słabość do rzetelnego warsztatu w sztuce?
Mogłabym rzec, że tym razem była to esencja osobistych upodobań. Nie powiem, że obwiesiłabym takimi obrazami swoje ściany. No! Parę bym ukradła. Jak chociażby migdały zatknięte z tyłu blejtramu Evansa Scotta (bardzo podobny tutaj), czy "Chusta Weroniki" Philippe de Champaigne, że nie wspomnę o Mantegni. To, że nie powiesiłabym wszystkiego na ścianach własnego domu oznacza, że w takim nagromadzeniu robi się to sztuczne a kompozycje często ustępują popisom warsztatowym.
Oczywiście z wystawy nie wyszłam niezadowolona - wręcz przeciwnie, jestem nasycona wszelkimi iluzjonistycznymi przejawami sztuki. Fantastycznie zorganizowana impreza, przykłady igrania ze wzrokiem rozciągnięte na wiele wieków, aspektów, tworzyw i w trzy wymiary. Trudno mi opisać i, chyba nawet się nie da, uporządkować to, co zobaczyłam. Twórcy przedsięwzięcia starali się pogrupować dzieła w pewne działy. Mieliśmy więc do czynienia z papierem jako głównym motywem dzieł iluzjonistycznych. Z iluzjonizmem trójwymiarowym, iluzjonizmem w martwej naturze, iluzją materii itp.
Blisko podchodziłam i nie wierzyłam, że błękitny papier zakrywający "Mona Lisę" jest namalowany ("Lo strappo"). Pani stojąca przed pewnym obrazem cierpliwie i wnikliwie się mu przyglądała, aż w końcu załapałam, że to figura woskowa. Głowa wyglądająca na antyczną okazała się misterną rzeźbą z ... czekolady a zdobna suknia nadawała się jedynie do oglądania a nie noszenia, bo była "uszyta" z papieru. Nie będę Was oprowadzać werbalnie. Na stronie wystawy można zobaczyć poszczególne sale. Do wirtualnego zwiedzania potrzebna jest aplikacja "quick time". Przyjemnej zabawy.
Wśród wymienionych działów nie pokazano on-line sali zwanej interaktywną. Faktyczne aktywność zwiedzających bardzo się tam wzmagała. Utrudzony po trzech Mszach św. Krzysztof co chwilę przysiadał i odpoczywał. Sala zabaw obudziła w nim dzieciaka, jak w każdym zwiedzającym.
Ale czyż i was nie rozbawiłyby zabawy ze spostrzeganiem 3D, camera obscura, czy zupełny przebój - pokój Amesa? Moja fascynacja złudzeniami optycznymi zaznała tu pełnego zaspokojenia, w dodatku gdyby nie babska ciekawość, nie odkryłabym miejsca, z którego należało dokonać obserwacji wnętrza. Kiedyś już gdzieś mi w oczy wpadło zdjęcie z tego pokoju, ale pamiętam, że nie do końca wtedy rozumiałam na czym polega owo złudzenie. Zauważyłam sama będąc w środku tego pokoju, że osoby stojące u szczytu mocno skośnej podłogi wydają się być olbrzymami, ale dopiero otwór w ścianie pokazał jak złudzenie wodzi nas za nos.
Zobaczcie sami.
A bliżej zainteresowanym zjawiskiem polecam chociażby ten opis.
Mój zachwyt wzbudziła także ilość zwiedzających, specjalny program dla rodzin, atrakcyjne gadżety wręczane dzieciom, imprezy towarzyszące, wstęp na inne wystawy z tym samym biletem a nawet zniżka przy zakupie albumu po okazaniu biletu kolejowego (co uczyniliśmy). Z chęcią bym jeszcze wróciła na tę wystawę i skorzystała z bonusów biletowych, ale kołowrót się kręci, się kręci, się kręci ...
Na szczęście w niedzielę został skutecznie zatrzymany, więc powędrowaliśmy po starej Florencji szukając "świąteczności".
Najpierw podmarznięte ciało dogrzałam herbatą. Jakoś (o dziwo!) czekolada pita tutaj o tej porze roku mnie nie skusiła.
Chłonęłam atmosferę tłumów, tym razem nie byli to głównie turyści. Włosi wylegli tłumnie na spacer i zakupy. Zniesmaczyła mnie jedyna kolejka do sklepu Disney'a. Ale to tylko drobny zgrzyt.
W końcu nie może być idealnie, jak w bajkach tegoż. Do ulubionego sklepiku "Il Papiro" nie trzeba było stać w kolejce. Jakieś zabłąkane Amerykanki robiły zakupy a ja się spokojnie rozejrzałam myśląc, jaką fortunę można tu zostawić.
W końcu dokładniej przyjrzałam się i wypytałam sklepikarza o proces robienia tzw. marmurków na papierze. Trochę to dalszy ciąg wystawy z Palazzo Strozzi. Po świętach muszę wypróbować. Wydaje się, że jest to w zasięgu moich możliwości. Zobaczymy!
Wróćmy na ulice Florencji. Szukałam ciekawych wystaw, nietrudno je znaleźć.
Drugim zaskakującym przybytkiem okazała się tego dnia wielka księgarnia pełna klientów. Ależ atmosfera! Ludzie przysiadali gdzie się dało, na specjalnych siedziskach, na schodach, opierali się o regały i czytali, wertowali, przeglądali. A w samym środku olbrzymiej księgarni taka oto pozostałość po dawnych czasach.
Uwielbiam takie miejsca!
Na koniec pieczęć w postaci pocztówki z nocną Duomo i czas wracać do domu.
A w poniedziałek od rana: kręci się, kręci się ...