Stosik książki już dawno stopniał, czego życzyłabym śniegom w Polsce a nie książkom. W końcu się nie wymigam od czytania włoskich książek, czyli żmudna dłubanina przede mną.
Z nowym rokiem ruszyło forum miłośników Toskanii. Nie spodziewałam się takiego na nim ruchu. Bardzo mnie to cieszy. Wiem już też o wymiernych efektach spotkania się na nim ludzi. Bardzo wam dziękuję za wielką życzliwość względem siebie. Czułam przez skórę, że pisanie komentarzy w blogu to za mało. Niestety usługa jest darmowa i nie mogę się doprosić poprawienia defektów.
Co do osobistej pani przewodnik to się bardzo rozmarzyliście. Ja też. Na razie to mnie nie stać na prywatne usługi Pani Ani. Ktoś był zainteresowany kontaktem z nią, proszę napisać do mnie maila, to podam namiary.
Dziękuję też za informacje o lotach do Pizy, jeśli nie mnie, to na pewno przydadzą się innym.
Nie pogratulowałam Justi za szybką reakcję na błędną datę śmierci Iwaszkiewicza z tablicy w San Gimignano. Brawo!
Wybaczcie, że nie opisałam torrone. Po prostu zapomniałam. Gdyby nie komentarzowisko, przypomniałabym sobie o tym być może przy okazji trzeciej książki. Jeśli taka będzie :)
Konkurs Blog Roku 2009 jeszcze trwa i o dziwo jeszcze mnie dotyczy. Dziękuję za wielkie wsparcie, dla samych Waszych reakcji warto było. Specjalnie piszę o tym teraz, gdy nie znam jeszcze wyników, które będą ogłoszone 11 lutego. Na gali mnie nie będzie, pojedzie za mnie moja serdeczna przyjaciółka. Przy okazji chciałam powitać nowych czytelników, którzy trafili tutaj właśnie poprzez konkurs.
O tym skąd biorę anegdotki florenckie już pisałam to książka "Il struscio fiorentino". Ostrzę sobie pazurki, bo ukazała się jej kontynuacja. Przetłumaczenie historyjki to dla mnie wielkie wyzwanie, bo staram się nie wciągać w to Krzysztofa, Wasze komentarze motywują mnie do dalszej pracy nad "Florencką włóczęgą". Niebawem opiszę dalsze jej części.
"Średniowieczu na nosie" jeszcze nie stawiłam czoła. Rzecz jest o wynalazkach z tej epoki, w tytule o okularach. Powoli zagląda do mnie z półki. Jeszcze tylko skończę jedną z ostatnich książek w języku polskim i wezmę się z nią za bary.
Agnieszko faktycznie cytryny są moją wielką słabością, ale tym razem świeczka była zrobiona według upodobań Ani W. której obiecałam prezent z okazji narodzenia Marcelka.
Gdy pisałam o zaniedbywaniu bloga myślałam też o uprzedzeniu Was i liczyłam na cierpliwość w oczekiwaniu na nowe teksty. Dziękuję więc za zrozumienie. Ostatnio jak widzicie mniej jeździmy, i ja mniej piszę. Pogoda też sprzyja zasiedzeniu.
Padło nie pierwszy już raz pytanie o internetowy kurs wykonywania świec. No po prostu już nie dam rady, ale być może za kilka miesięcy zaproponuję coś w zamian.
A wiecie, że o foremkach do pierogów napisałam z premedytacją. Otóż ja byłam mało "zaangażowana kulinarnie", gdy mieszkałam w Polsce. Sama nie wiem, co w kraju jest znane i dostępne, dlatego piszę, by w razie czego mieć pomysły na prezenty. Już mi się to parokrotnie przydało. Foremki przyjęłam do wiadomości, że są :) A więc na prezent z Italii się nie nadają :)
Dublinio ano z okładką była długa i mozolna praca wydawnictwa nade mną. W końcu uznałam pokornie ich racje. Poza tym dla mnie największą radością jest sam fakt powstania książki, że wszelkie mankamenty nie zakłócają mi tego wspaniałego uczucia. A gdybyście jeszcze do tego przeczytali wszelkie maile od czytelników, to już byście na moim miejscu też zapomnieli, że na okładkę trafiło zdjęcie a nie któryś z moich obrazków :)
Potomko pytasz, czy ksiądz proboszcz czyta tego bloga. Wyobraź sobie, że tak - z czego nieodmiennie się cieszę.
Za troskę o moje zdrowie bardzo dziękuję, mając nadzieję że nie była li tylko interesowna hi hi hi, że niby tylko dla wpisów tutaj :) A tak na poważnie, to miłe jest tyle ciepłych słów a nawet chęć pomocy ze strony specjalistki i potem utwierdzenie mnie w przekonaniu, że dobrą terapię wybrałam (polecam McKenziego).
Za życzenia urodzinowe dla chlebodawcy i hrabiuńcia dziękuję w ich imieniu. Dodam tylko, że Boguś jest bardzo spolegliwym zwierzem i taka sesja z nim to pestka. Natomiast warchoł-szlachetka nawet dla kiełbasy nie dałby sobie takich cudów wywijać na głowie.
Magdzie z Krakowa bardzo serdecznie chciałam podziękować za tłumaczenie wyrazów, których postaci nie mogłam znaleźć w słowniku, a nie chciałam dręczyć pryncypała. To żywy dowód na moje zdolności językowe - hi hi hi.
I tak oto dobrnęłam do dnia dzisiejszego, o którym napiszę jutro :)
A ja dziś sobie tak stałam w kuchni i patrzyłam na moją piękną świecę, którą dostałam od Ciebie w prezencie:)))
OdpowiedzUsuńStoi w kuchni, na pólce, jak wchodzę do pomieszczenia to od razu ją widzę:) Widzę ją z kazdego miejsca w kuchni:))
Pozdrawiam mocno Małgosiu:***
Małgosiu, pogratulowałaś od razu w komentarzach :)) Tym niemniej bardzo bardzo mocno dziękuję ;)))
OdpowiedzUsuńTrzymaj sie cieplutko i mam nadzieję, że ze zdrowkiem wszystko juz w jak najlepszym porządku ;))
Pozdrowienia z nad zimnego morza!!
Zainteresowaly mnie te twoje wloskie ksiazeczki. Ja zawsze we Florencji kupuje jakies ksiazki, nawet po wlosku, pozniej musze je sobie jakos tlumaczyc. Ale warto. Ostatnim razem musialam dokupic walizke bo nie zmiescily sie te ilosci ksiazek na ktore od dawna polowalam.
OdpowiedzUsuńChcialam Ci polecic mala ksiazeczke, moze Ciebie zainteresuje bo jest to ksiazeczka o kosmetykach na dworze Medyceuszy, zawiera tez jakies przepisy na wody perfumowane i inne takie specjaly. jest tez ilustrowana.
Valentina Fornaciai - Toilette, profumi e blletti alla corte dei Medici ( il tutto ben pesto, e incorporato con aqua di fior d'arancio.) Wydawnictwo syllabe dla Firenze Musei.
czekam :) na moje ulubione smakołyki ,czyli z cyklu : "Florencka włóczęga" :)
OdpowiedzUsuńMam KSIĄŻKĘ! Na razie oglądam i wącham:) Boję się, że zbyt szybko ją wchłonę, a zamierzam się delektować powolutku dozując przyjemność.
OdpowiedzUsuńA'propos ksiażki, to kiedy możemy spodziewać się drugiej części? :-)
OdpowiedzUsuńA.G-S