Gdy tak patrzyłam na kawalkadę hałasującą pod oknem i arcy drażniącą zmysł słuchu mopsika, przypomniałam sobie muzeum Piaggio w Pontederze. Byłam tam 5 lat temu, a więc, gdy jeszcze nie prowadziłam bloga, i chyba jeszcze nawet nie myślałam, że zamieszkam w San Pantaleo.
Sama z wielkim zaciekawieniem oglądałam wariacje na temat skutera i często polecam to muzeum ludziom, którzy jadą do Toskanii z dziećmi, zwłaszcza płci męskiej, ludziom, dla których Uffizi stanowi zbyt nudny zestaw dzieł sztuki, czy po prostu fanom motoryzacji. Właściwie nie należę do żadnej z tych kategorii, ale trafiłam na muzeum szukając rozrywek dla moich nastoletnich wtedy siostrzeńców, dzięki czemu sama dałam się wciągnąć z szaleństwo o nazwie "Piaggio", z powalającą detalem i pietyzmem wykonania vespą na czele, pomalowaną tym samym lakierem, którym maluje się ferrari.
Muzeum Piaggio ma jeszcze jedną ciekawą zaletę - jest darmowe :)
A skoro skutery, to taki jeden z ulic Pistoi:
To coś dla mnie, jestem fanem motoryzacji ze szczególnym uwielbieniem dla skuterów:-)
OdpowiedzUsuńFanką, jeżeli już:-)
OdpowiedzUsuńskutery są świetne.
OdpowiedzUsuńNie umiałabym i sama bałbym się na nim jechać, ale podziwiać nie zaszkodzi ;)
Poza tym jeździłam jako pasażerka, kiedy to mój, jeszcze wtedy narzeczony, zabierał mnie na przejażdżki. Było świetnie.
Ten z krowie łatki gdzieś już widziałam. Może na tym blogu? Nie pamiętam.
Na swojej domowej stronie chyba pokazywałam kiedyś to muzeum :) Tu raczej nie.
OdpowiedzUsuń