środa, 7 stycznia 2009

EPIFANIA

W Italii dzień wolny od pracy. Za to Krzysztof oczywiście miał dzień jak najbardziej pracowity. Ale wszystkie Msze były do południa, więc po obiedzie najpierw uczyniliśmy święto psom, w postaci spaceru, a potem sobie.
Kontakty "kościelne" sprzyjają naszym zainteresowaniom. Wystarczy jeden telefon i już jedziemy po klucze do kościoła w Pieve a Celle. Jest to miejscowość, którą Krzysiu mija po drodze jeżdżąc do swojej drugiej parafii, czyli Montagnany. Od pewnego czasu korciło go zobaczenie mijanej po drodze świątyni.
Położona u stóp gór, lekko na wzniesieniu tuż obok drogi wylotowej z Pistoi, strzegą jej dwa kilkusetletnie cyprysy, jeden niestety nadżarty zębem czasu.
Zaopatrzeni w pęk kluczy weszliśmy drzwiami wiodącymi na plebanię, a stamtąd, pięciokrotnie obróciwszy klucz, do wnętrza kościoła.
Pierwsze wrażenie to misz masz. Komu jak się podobało, to dokładał w szacownym wnętrzu. Już z zewnątrz widac zamurowane stare otwory okienne, zmiana koncepcji?
W tabernakulum na oleje święte leżą śpiewniki.
Relikwiarze z otwartą witryną w nastawie bocznego ołtarza wręcz przyzywały do przyjrzenia się im z bliska.
Widać duży potencjał tego miejsca, mogłaby to być piękna świątynia o walorach turystycznych, ale trudno się pogodzić z pewnymi elementami, jak np. ogrzewanie w postaci popularnych tutaj "grzybków".
Wzrok coraz bardziej kupia się na ciekawych elementach wystroju:
W jednej z wnęk smutna Madonna. Ciekawa figura.
Nad głowami przepiękny toskański sufit z widoczną, ozdobnie rzeźbioną więźbą dachową:
Nisza z misą chrzcielną:
Krzyż procesyjny:
I znowu ślady przeróbek. W ołtarzu tabernakulum, ewidentnie nie z tej nastawy zasłoniło pieczołowicie namalowane iluzjonistyczne aniołki. Niestety nie udało się zrobić zdjęcia głównej pary aniołków z kielichem za tabernakulum, nie zauważyłam też, że inny aniołek wyszedł mi nieostro.
To się kiedyś ksiądz nachodził, żeby głosić kazania. Wejście na ambonę jest z pomieszczenia na plebanii. Sama kazalnica znajduje się mniej więcej w śroku nawy, pewnie w celach akustycznych.
Zajrzeliśmy do zakrystii, szkoda, że u nas nie ma takiego krzyża z narzędziami Męki Pańskiej. Bardzo lubię tego typu przedstawienia. Taka trochę kawa na ławę, a zarazem streszczenie z Ewangelii. Dwa o podobnej ikonografii były przed wejściem do kościoła.

Przy okazji przyczyniliśmy się do zaoszczędzenia gazu, którym ogrzewa się zakrystię, bo ktoś zapomniał wyłączyć urządzenie po porannej Mszy.

A potem wykorzystaliśmy resztki dziennego światła, by zobaczyć plebanię. Ach!
Zniszczona, ale układ pomieszczeń pobudził wyobraźnię do galopu. Wszędzie prawdziwie stare sufty, wystarczyłby "tylko" generalny, olbrzymi remont i...
Strach pomyśleć, tym bardziej, że nas w San Pantaleo właśnie czekają gruntowne zmiany.

Brak komentarzy: