Tak bym nazwała inicjatywę, jaką przedsięwzięliśmy dzisiaj. Ależ to skomplikownaie zabrzmiało! Chodzi o to, że pojechaliśmy do Florencji i zapisaliśmy się do Stowarzyszenia Przyjaciół Biurowych. No dobra! Coś mnię się dzisiaj żarty trzymają. Chodzi oczywiście o Przyjaciół Uffizi, w wolnym tłumaczeniu.
Wykupuje się karnet-kartę, pojedyncza osoba w cenie 60€, myśmy mogli podpiąć się pod tzw. familijny (chyba jakaś duchowa rodzina z nas!), więc karta kosztowała 50€ na osobę. W tej cenie ma się możliwość zwiedzania wielu muzeów florenckich (łącznie z Uffizi), w dodatku bez czekania w kolejkach. Czasami też dla członków są organizowane jakieś darmowe oprowadzenia. To Stowarzyszenie rocznie wydaje około 2000 imiennych kart wejściowych. Pani w biurze powiedziała nam, że wśród nabywających przodują studenci amerykańscy! Celem ugrupowania nie jest tylko zapewnienie klientów muzeom. Organizują oni zakupy obiektów do muzeów, odnawianie tych już nabytych oraz wystawy. I właśnie wystawa z serii "Nigdy niewidziane" to ich dzieło. W zeszłym roku opisywałam "Chleb aniołów", w tym roku jest to "Meduza. Mit, antyk i Medyceusze". Dzieła z depozytu Uffizi ułożono według trzech ścieżek myślowych (jak sam tytuł wskazuje): Meduza a mit, Meduza w antyku, Meduza a Medyceusze.
Przypomnę, że Meduza była najstraszniejszą i zarazem najpiękniejszą Gorgoną, miała we włosach węże a jej wzrok zamieniał człowieka w kamień. Pokonał ją Perseusz ścinając głowę, którą to Atena umieściła na tarczy Zeusa. Z jej krwi zrodził się Pegaz, Chryzaor (mniej popularny brat Pegaza) oraz czerwony koral. Dotąd najbardziej mi znanym przedstawieniem była Meduza, właśnie na tarczy, namalowana przez Caravaggio. Jej jednak nie było na wystawie, gdyż na co dzień nie leży zdeponowana w czeluściach muzealnych, lecz odniowiona jaśnieje cudnie w jednej z sal Uffizi. Na wystawie reprezentowała ją świetna reprodukcja plus slajdy wyświetlane w oknach pomieszczenia, skądinąd bardzo ciekawego (bo są to sale byłej Poczty Królewskiej, naprzeciw wejść do Uffizi).
Takich reprodukcji i slajdów było więcej. Rozszerzono w ten sposób ikonografię o eksponaty z innych muzeów. A które autentyczne przykuły moją uwagę? Prawdziwie starożytna tarcza z reliefową głową Meduzy, komentarz do "Boskiej Komedii" z XV wieku, no i oczywiście obraz jakiegoś mistrza flamandzkiego. Do wejrzenia tutaj.
Po wystawie nastał czas na strawę nieduchową. Wyjątkowo zamarzyła mi się pizza. Odeszliśmy więc trochę w kierunku Santa Croce i znaleźliśmy pustawą knajpkę, pizza z czterema serami była wyśmienita! Potem wyruszyliśmy w kierunku Palazzo Davanzati, od niego chcieliśmy zacząć zwiedzanie jako Biurowi Przyjaciele. Niestety okazało się, że jest czynne tylko do obiadu, to samo spotkało nas przy Bargello. Ale Galleria della Academia zapraszała otwartymi drzwiami. Więc zajrzeliśmy do ... Dawida.
Tzn. inne obiekty też obejrzeliśmy, ale zaczęliśmy od tego najsłynniejszego. Krzysiu mnie prowokował pytaniami typu: co jest wyjątkowego w tej rzeźbie? A czy Mitoraj umiałby tak? Skąd taka sława? Nie satysfakcjonowały go "wyświechtane" argumenty, że Michał Anioł wykazał się wspaniałym warsztatem, że odzyskał 4metrowy marmurowy złom, z kórym inni wielcy nie potrafili sobie poradzić, że zmienił oś, by ominąć skazę, że głowa świadomie jest za duża bo rzeźbiarz uwzględnił perspektywę patrzącego. I tak staliśmy i dywagowaliśmy. Może faktycznie przy obecnej technologii łatwiej byłoby uzyskać taki efekt?
Potem po kluczu rzeźbiarskim zajrzeliśmy do gipsoteki, czyli zbioru odlewów gipsowych. Nie znam, niestety, ich dokładnego przeznaczenia, wiem, że posługiwano się takimi odlewami jako swego rodzaju pomocami, ale jak to robiono? Na wielu odlewach widać ślady wyznaczające kluczowe punkty w rzeźbie. Chciałabym widzieć, jak się posługiwano takimi modelami.
Potem zagłębiliśmy się w świat mojego ulubionego malarstwa z XIII i XIV wieku. Nie obejrzeliśmy wszystkiego, co proponuje muzeum. Wystarczy tego na jeden dzien. Przecież możemy tu wrócić, to wielkie błogosławieństwo.
o ranyyy, odkryłam bloga dzis rano, dzięki rankingowi onetu! na razie siedzę w zapiśniku i sie ślinię z zachwytu. bujamy się z myślą o wyjeździe gdzieś_na_południe, więc takie zapiski toskańskiej codzienności to balsam na moją duszę zmarzniętą i zaśnieżoną:))) serdecznie pozdrawiam, dodaję do ulubionych i dalej zagłebiam sie w czytanie. a jak już przebrnę, to się odezwę na maila, można:)?
OdpowiedzUsuńPani Małgosiu,nie wiem jak się zalogować,ze jestem pani bloga czytelniczką.? Dzisiaj zagłosowałam ,dobrze ,że napisała Pani iż tylko jedna litera jest A a reszta to cyfry.Pozdrawiam.Elżbieta.
OdpowiedzUsuńTaka byłam zajęta i dopiero dziś zobaczyłam, że powróciły tu ciepłe kolory. Bardzo dobrze, bo mróz na Mazurach nie odpuszcza.
OdpowiedzUsuńAgnieszka
Ps. Już po głosowaniu:)