Z soboty właściwe niewiele zapamiętałam. A przecież coś robiłam, ale co? Sprzątałam? To zapewne. Gotowałam? Raczej tak, bo nie pamiętam silnego uczucia głodu. Aaa! Upiekłam drugi raz drożdżaka z przepisu Majanki. Tym razem zgodnie z całym długim ponad dwugodzinnym procesem, wyrastania i pieczenia. Faktycznie to jest to, co powoduje, że na drugi dzień ciasto smakuje równie pysznie, jak w pierwszym.
WiększośĆ ciasta zaniosłam na proszoną kolację. Bardzo mi się podobało u Gabrieli i Romano. Było swojsko, domowo, rodzinnie. Zasiedliśmy przy stole ustawionym przed domem. To właśnie uwielbiam w lecie. No ja nie wiem, co to za atawizm, czy inna przypadłość, że jedzenie na dworze jest dla mnie absolutną przyjemnością.
Kolacja była na chłodno. Następne moje tutejsze odkrycie, by potrawy jadane przeze mnie w Polsce wyłącznie na ciepło jeść wystygnięte. Chodzi o schiacciatę, makaron, mięsiwa, itp. Z tym że makaron z lżejszymi dodatkami dryfujący w kierunku sałatki z pomidorami, ziołami i orzeszkami pinii. Zasiedzieliśmy się do późnego wieczora a dzieci goszczącego nas małżeństwa oraz ich kuzynka siedziały z nami nie okazując w ogóle senności. Powoli przyzwyczajam się do widoku aktywnych pociech po godzinie 22.00. One też muszą zaznać trochę chłodu no i nauczyć się biesiadować! A faktycznie noc była wyjątkowo chłodna, aż Gabriela musiała nawet poratować mnie długim rękawkiem.
Mimo, że starałam się jeść jak wróbelek i tak miałam poczucie przepełnienia, wszak niemal nie jadam wieczorami, i to tak późnymi. Gdybym żyła codziennie według tutejszego modelu żywienia, chyba bym się turlała po Toskanii. Ciekawe, że owszem może i niektóre osoby są przy tuszy, ale amerykańskiej figury u nikogo nie zauważyłam.
może to kwestia winka?!:):):) a może po prostu zupełnie inna dieta niż amerykańska:) O! na pewno inna:)
OdpowiedzUsuń