Usprawiedliwiona wróciłam więc do pracowni i trochę popracowałam. Około 14.30 przyjechali na chwilę goście, podjęłam ich lodami i zimną herbatą. Po czym wróciłam ponownie do pracowni. Niestety popołudnia są tam trudne do zniesienia, mimo dwóch nawiewów chłodzących. Zeszłam na dół i zabrałam się za ciąg dalszy korekty książki. A wieczorkiem wybraliśmy się w piątkę (Tata, Krzysztof, dwa potwory i ja) na spacer w okolicach Vinacciano. To maluśka osada z pozostałościami zamkowymi, parafialnie sąsiadująca niemal z naszą parafią. Jest położona na łagodnych wzgórzach, otaczają ją gaje oliwne, winnice oraz las. Pisałam o niej dwa lata temu.
Ponieważ jest wyżej od San Pantaleo spodziewaliśmy się poczuć różnicę temperatur. Udało się! Spacer należał do wybitnie przyjemnych. Najpierw wdepnęliśmy do samej Vinacciano z własną krzywą wieżą. Porozglądaliśmy się trochę po leniwych zakątkach.
Przysiedliśmy na uroczych ławkach przy kościele.
Wypatrywaliśmy kopuły Duomo we Florencji.
A potem podjechaliśmy do regularniejszego lasu, by w końcu osiem łap wybiegało się bez zagrożenia udarem cieplnym. Naocznie przekonałam się o wielkości żmij żyjących w okolicy, oto wylinka o długości mniej więcej 70 cm.
Po drodze natknęliśmy się na jedno domostwo, chyba przeznaczone dla turystów, sądząc po samochodach stojących na podwórzu. Sam budynek położony jest niezwykle z widokiem i na Vinacciano i na całą dolinę z Pistoią, Prato i Florencją na horyzoncie.
Wszystko szykuje się do pełni dojrzałości i kasztany i oliwki:
Tym razem nie czułam w ogóle woni lasu. Do końca spaceru snuła się za mną otoczka zapachu rozmarynu który w porażających ilościach (na zdjęciu mniej niż połowa zakrzaczenia) spotkaliśmy pod ścianą kościoła w Vinacciano.
Małgosiu jak zawsze pięknie! Cudowne okolice, piękne widoki, ach jakże chciałabym mieć takie na codzień.
OdpowiedzUsuńSliczne zdjęcia, a rozmaryn po prostu rozwalił mnie na łopatki. Nigdy nie widziałam takiego potężnego krzaka rozmarynu! Ależ musiało pachnieć!:))
Miłego dnia i weekendu :**
Majana
pieknie , pieknie a najpiekniej Gosia wygląda w tym ogromnym rozmarynie :)))
OdpowiedzUsuńHej Gosiu!
OdpowiedzUsuńWłasnie wróciłam z wyprawy i jeszcze dziś miałam taki widok na Florencję gdy z campingu w Pogetto wyruszałyśmy do Florencji, a potem Bolonii na lotnisko. Aż nierealne.
Pani Małgorzato, podała Pani przepis na nalewkę z orzechów włoskich, ale nie do końca. Powoli zbliża się moment dodania cukru i wina - o czym tylko Pani wspomniała nie podając szczegółów...
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wpis, zmije wToskanii to nowosc dla mnie.
OdpowiedzUsuńCo do upalow pod Neapolem jeszcze wieksze upaly i bez klimatyzacji nie dalabym rady przetrwac...
Zdjecia jak zawsze bardzo ciekawe!
Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy... :)
Mnie ledwo udało się w doniczce na oknie wyhodować 15 cm wysokości rozmaryn (dwie gałązki)przez dwa lata!!!Elżbieta
OdpowiedzUsuńte widoki powalają me oki, a na głowie z zazdrości pojawiaja sie loki
OdpowiedzUsuń(a poza tym jest wszystko oki!)
buzi w Małgosię!
Jest tylko jedno miejsce we Wloszech gdzie nie ma zmij. Jest nim Sardynia.
OdpowiedzUsuń