Poranek poniedziałkowy miał być prosty, pojechać po kwiaty, ułożyć i spokojnie zabrać się za gotowanie kolacji, na którą w ramach spotkania po odpuście zostali zaproszeni księża. Już na początku zaczęły się schody. Nie było rynku z kwiatami. Dobrze zaopatrzona kwiaciarnia zamknięta w poniedziałki, owtarta - źle zaopatrzona. Wymyśliłam więc sklep ogrodniczy, ale i w nim jakieś marne resztki w doniczkach. Więc niedzielny pogrzeb mnie olśnił, jedźmy na cmentarz! Taaa... Ludzi chowają codziennie, ale kwiatów nie sprzedają każego dnia tygodnia, byliśmy pod dwoma dużymi nekropoliami, wszystko pozamykane. No to do następnego ogrodniczego, gdzie jest też dział z kwiatami ciętymi. Jest, ale w poniedziałki zamknięty. Pozostały doniczki. Już nawet nie liczyłam, że kupię czerwone, San Pantaleo wszak był męczennikiem. Tylko co zrobić z kilkoma doniczkami różowych astrów i białych dzwoneczków? Chyba mam osobnego anioła stróża, bo znikąd wpadłam na pomysł amfor kiedyś zakupionych przez Krzysztofa, z ogrodu wzięłam margaretki, bluszcz i liście i przyznam się nieskromnie, że efekt końcowy mnie zadowolił.
A wszystko z okazji 1704 rocznicy śmierci patrona parafii. Zginął po przybiciu jego rąk do własnej głowy. A uczyniono to na żądanie medyków, którzy widzieli w nim konkurencję nie do pokonania. Otóż nie dość, że leczył z sukcesem, jako dar od Boga, a więc cudownie, to jeszcze robił to bezpłatnie. W dawnych czasach tereny, na których mieszkam były podmokłe i chorobotwórcze, więc mieszkańcy obrali San Pantaleo jako opiekuna. Od wielu lat nie było tu żadnych obchodów w celu uczczenia patrona. Głównym parafialnym świętem jest Święto Matki Bożej Różańcowej. Krzysztof nie chce tego zmieniać, ale chciał jakoś uhonorować Świętego. Na początek więc odbyła się uroczysta Msza Święta wraz z Sakramentem Namaszczenia Chorych. Przybyło sporo osób, jak na tutejsze warunki. Ponieważ siedziałam w przedniej części kościoła myślałam, że byłam jedyną, która nie przystąpiła do Namaszczenia (nie spełniałam warunków ani wieku, ani poczucia bycia chorą), okazało się, że jednak więcej osób przybyłych na Mszę czuło się zdrowymi.
Po Mszy jeszcze podgrzać i podać kolację dla czterech księży, biegając w tę i z powrotem po schodach i mogłam zapomnieć, jak się nazywam. W nocy odpoczęłam a dzisiaj od rana przemiła wizyta jednej z kobiet z mojej byłej pracowni dla dorosłych. Ależ miło! W sierpniu spotkam się z większym gronem, ale w Polsce :)
Aaa! Jeszcze zapomniane zdjęcia amfor nabytych w piątek:
świetny pomysł z tymi leżącymi na ołtarzu naczyniami.
OdpowiedzUsuńBiedny Pantaleon :(
Kinga z Krakowa
masz,masz Malgosiu wieeeeeeelkiego Aniola Stroza i .......nieprzecietny:)talent!!!!!wow,to genialna,nietuzinkowa,przepiekna dekoracja!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńA amfory w ogrodzie.....?hmmmm,co Ci tam podszepnie Twoj Aniol.....????:))))))
buziak dla pelnej energii Malgosi:)
podziwiam ten zmysł organizacyjny!
OdpowiedzUsuńa dekoracja niezwykle pomysłowa, pięknie wyszło!
na pewno jest was kilka , potrzebowałabym na to wszystko miniumu dwa dni ale zanim znalazłabym kwiaty mogłoby mnie coś trafić i byłoby po inwencji której hihihi i tak nie mam
OdpowiedzUsuń"ślubna" dekoracja kwiatowa :)))
na pewno zachwyciła Waszego
Świętego Patrona
Dekoracja kwiatowa prześliczna.
OdpowiedzUsuńPomysł z amforami rewelacyjny!
Znowu sprawdziła się teza, że najpiękniejsze dekoracje wychodzą wtedy, gdy nie mamy ich z czego zrobić;-)
Podziwiam Cię za ogrom pracy, którą udało Ci się wykonać jednego dnia.
Ja, podobnie jak Niebieska, musiałabym mieć na to znacznie więcej czasu.
Pozdrowienia.
Małgosiu, przepięknie ułożyłaś kwiaty! Masz talent i to jaki! Gratuluję!
OdpowiedzUsuńO_o ja gołąbki robiłam w piątek i jak skończyłam, to padłam... Jestem pełna podziwu dla pani energii i siły!
OdpowiedzUsuńKwiaty piękne, delikatne i niedominujące nad resztą.
Bardzo podobają mi się amfory, zastanawiam się dlaczego u nas tak trudno dostać ładne naczynie z klimatem..
Pozdrawiam środowo, serdecznie, słonecznie:-)
jak Ty to robisz, że czytając Cię czuję słoneczne pomidory, czosnek i bazylie??!!
OdpowiedzUsuńmonika ze Starołęki