Spośród wielu różnych przygotowań do podróży są te związane z psami. Jadą z nami, więc muszą mieć paszport. Żeby mieć paszport muszą być zaszczepione przeciw wściekliźnie. Tutaj nie ma już wścieklizny, więc tych szczepień dokonuje się tylko w przypadku wyjazdu zagranicznego. I są one najważniejsze przy powrocie do Italii. Choć gdzie by miano je sprawdzać? Ale lepiej dmuchać na zimne. Mopsik wyraziście odczuwa wizytę u weterynarza, przy przekraczaniu drzwi ambulatorium weterynaryjnego rozprostowuje mu się ogon i dostaje wstecznego biegu. Co dziwne nawet chuderlak chart nie piszczy podczas zastrzyku. Czy to jakieś stężenie adrenaliny (czy psy wytwarzają adrenalinę?) powoduje bezbolesność?
Teraz należy poczekać na paszporty.
Wstąpiliśmy do sklepu z zaoptarzeniem dla pupilów, by nabyć lepszą uprząż dla Bogusia i spytać się ewentualnie o kaganiec dla Druso. Domyślałam się, że popatrzą na nas jak na kosmitów, no bo kto przy zdrowych zmysłach chciałby zakładać coś na spłaszczoną mordkę mopsa. Ale naczytałam się w internecie informacji polskich psiarzy i przygód właścicieli mopsów w komunikacji publicznej. Znalazłam nawet coś nazywanego kagańcem dla mopsa, ale... Chyba sama mu coś uszyję z płótna, tylko czy mogę? Problem wynika z tego, że po przyjeździe do Polski Krzysztof wyrusza w swoje rodzinne strony a ja kursuję własnymi ścieżkami. Boguś zostaje z Tatą, a mały będzie mi towarzyszył, czyli czeka go poruszanie się komunikacją publiczną, zgodnie z przepisami na smyszy i w kagańcu.
Tata w końcu skończył malowanie garażu w ogrodzie. Nie myśleliśmy, że to zabierze tyle czasu, ale i przygotowaniem podłoża i malowanie było możliwe tylko rankiem bądź wieczorem. W ciągu dnia blacha nagrzewała się niemożebnie a farba nie dawała się rozporowadzać. Zresztą nie szło wytrzymać na słońcu. W ogóle to dzisiaj mam jakiś kryzys na upały. Idealnie więc trafiła Ania, która spontanicznie wyciągnęła mnie na lody. Chociaż półtorej godzinki pogaduszek, przemiłych, babskich. A na koniec obydwie zaopatrzyłyśmy się w pyszną kwaśną śmietanę oraz wędzonkę w sklepie rumuńskim. Takie to ci rarytasy!
Iiiiii.... ja tam myślę, że mopsik jako mała psina bez kagańca obleci...Nas się czasem strażnicy miejscy czepiają o kaganiec - konia z rzędem temu, kto znajdzie kaganiec dla mordziastego shar peia.
OdpowiedzUsuńNo to się, Małgosiu, wymieniamy miejscami :) My za tydzień o świcie ruszamy do Toskanii, a Ty w przeciwnym kierunku...
Miłych wakacji w Polsce!
Kinga z Krakowa
Oj, dla mopsika nawet kaganiec? Hmm...
OdpowiedzUsuńMałgoś, chętnie bym pojechała do Toskanii popilnować Waszego domu :))
Pozdrawiam! :)
:)))) a ja kombinowałam za tydzień Kraków ,niestety :((( wczoraj wszystko się skomplikowało
OdpowiedzUsuńi Kraków i Poznań i Toskania musi na mnie jeszcze trochę poczekać
Ale jaja...
OdpowiedzUsuńJak jakikolwiek ochroniarz lub strażnik miejski zatrzyma Was i zapyta o kaganiec dla mopsika to znaczy, że będzie on miał coś z głową, bo przecież wystarczy spojrzeć w oczy temu ślicznemu czworonogowi i od razu widać że to jest niesamowity "leloch" i nikogo nie skrzywdzi...
Bardzo zazdroszczę tych pociech bo nasz Monti 3 tygodnie temu po 10 latach nas opuścił. A był to najbardziej oddany kundel (przynajmniej w czerwonku)
A tak poza tym to kiedy Pani przylatuje do PL ?
Pozdrawiam -
Absolutnie Straszny Olbrzym