poniedziałek, 5 kwietnia 2010

odc. 5 - WISIENKA NA TORCIE

Ostatni odcinek naszej wyprawy pod Neapol. Najpierw myślałam o wyspie Procida. Jakoś Capri mnie nie ciągnęło, choć pewnie nie można tej wyspie odmówić uroku. Po konsultacji z naszymi gospodarzami obliczyliśmy, ile czasu zajęłoby nam dostanie się na położoną z bliższej nam strony Zatoki Neapolitańskiej wyspę i stwierdziliśmy, że jednak sobie odpuścimy. Nastawiliśmy się na coś po drodze. Jeden obiekt wynalazłam już wcześniej. Jest to kościół położony tuż nad miejscowością Sant'Angelo in Formis, dosyć blisko zjazdu autostradowego na Kapuę. Specjalnie napisałam "nad", gdyż tereny wokół Kapui są wyraźnie płaskie i nizinne, Góry Tifata
zaczynają się od jej strony wschodniej, a u ich podnóża położone jest miasteczko słynne z bazyliki wzniesionej ponad nim.
Szukając bez GPS trzeba szukać drogowskazów z napisem: Basilica Benedettina, jak to zwykle bywa – mogą być te starszego typu - żółte, czy nowsze – brązowe. A żeby było jeszcze bardziej pogmatwane to w wielu opisach spotyka się nazewnictwo Abbazia, czyli opactwo.
Miasteczka niemal nie zachowałam w pamięci, tak byłam skupiona na wypatrywaniu drogi. Nagle zaczęliśmy się wznosić i wąską bramą wjechaliśmy wprost na plac przed kościołem. No i już byłam „kupiona”. Delikatne wczesnowiosenne słońce, para turystów oraz para narzeczonych zamawiająca Mszę św. na ślub u pani w sklepiku-biurze parafialnym. I cisza wyściełająca każdy zakamarek. Absolutny spokój, niespieszność, czas zatrzymany.
Co mnie przyciągnęło do miejsca? Wiek i freski.
Bazylikę zbudowano na ruinach starożytnej świątyni Diany. Poruszające są jej ślady w obecnym budynku. Nieudolnie przycięte kolumny, które ze smukłych stały się przysadzistymi, poruszają swoją niezdarnością.

W środku gdzieniegdzie zachowały się jeszcze fragmenty posadzki.

Obecne mury pochodzą głównie z XI wieku, taki zewnątrz jak i wewnątrz są pokryte freskami, cyklem jednym z najlepiej zachowanych w Europie z tego stylu. A co to za styl? Otóż freski namalowali greccy malarze pracujący dla klasztoru Monte Casino, którego następną filią było właśnie opactwo Sant’Angelo in Formis. Główna siedziba, co niemal każdy Polak wie, została zrównana z ziemią, a ten kościół przetrwał zawieruchy czasów. Wezwanie kościoła – Świętego Michała Archanioła – zapewne przywędrowało z Półwyspu Gargano z Pulii, gdzie jest jeden z najbardziej niezwykłych kościołów, jakie spotkałam, w miejscowości Monte Sant’Angelo. Ale nie o tym tu mam pisać. Bazylika w Sant’Angelo in Formis powstała z inicjatywy pewnego opata benedyktyńskiego – Desideria. Wracając do fresków. Zachwycająca forma bizantyńska, bliska ikonie, duże uproszczenia, ścisłe podporządkowanie treściom teologicznym, wyraźna hierarchia postaci, brak realizmu, swoista dekoracyjność. Wszelkie późniejsze freski od razu stają się widoczne, bo operują środkami znanymi w malarstwie zachodnim. Jęknęłam po wejściu do środka, bo po pierwsze ach :) a po drugie ech :(
Połowa malowideł w renowacji.

Dobrze, że odnawiają, ale … No cóż, trzeba cieszyć się tym, co widoczne. A widoczny jest duży fragment opowiedzianej pędzlem Historii Zbawienia.

A po wyjściu z kościoła leniwie pławiliśmy się w słońcu, cytryny zza muru jeszcze bardziej rozświetlały otoczenie.

Już nam odeszła ochota na zobaczenie czegoś jeszcze po drodze, tak smakowita była ta wizyta. Wsiedliśmy więc do auta i wróciliśmy do dwóch stworów, które mocno stęsknione nie wiedziały kogo witać najpierw: pana czy panią? A pod domem na pocieszenie, że zostawiliśmy za sobą całe gaje cytrusowe czekały dwa drzewka kumkwatu od dziadka cytrynowego.

Tym wpisem kończę powieść w odcinkach o wyprawie pod Neapol. Obiecuję, że więcej nie będzie.

6 komentarzy:

  1. nareszcie,jestem pierwszy

    OdpowiedzUsuń
  2. tytuł trafiony w dziesiątkę. Prawdziwa wisienka na torcie.
    Czasami jednak żałuję, że nie umieszczasz już pojedyńczych zdjęć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sympatyczny ten "Cytrynowy Dziadek"!Powroty są milsze gdy ktoś czeka i wita a w dodatku z niespodzianką. Dla mnie możesz pisać i o południu...

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękna ta wisienka... Mnie Zatoka Neapolitańska i wszystko, co wokół niej, ( myślę o małych miejscowościach na skałach jak Sorrento czy Termini) kojarzyć się będzie już zawsze z cytrynami. A cytryny są tam ogromne i pachnące, jak te na Twoich zdjęciach. Całe gaje. A nalewki cytrynowe mniam, mniam....
    Wyspa Capri jednak warta zwiedzenia.
    Eugenia

    OdpowiedzUsuń
  5. "popodróżowałam " sobie z Tobą;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ech! Tylko westchnienie pełne zachwytu...
    Gdynianka

    OdpowiedzUsuń