czwartek, 8 kwietnia 2010

INSTRUKCJA

Dzięki niezawodnym czytelnikom (a dokładniej Pani Zofii) dotarł do mnie artykuł z "Przekroju" napisany przez Małgorzatę Sadowską.
   

 


Po jego przeczytaniu zadałam sobie pytanie, co gryzie pani(ą) redaktor, że nie była w stanie przełknąć tego, że pełnię tu funkcję gospodyni księdza, że nie dostrzegła innych aspektów mojego pisania poza tym kim instytucjonalnie obecnie jestem? Funkcja ta oczywiście w żaden sposób nie przysparza mi żadnych kompleksów i nie czyni ujmy na honorze :)
Zastanawiałam się też, co każe tej pani określić stan mojej wiedzy o istnieniu karczochów, rukoli, na zerowy? Czyżby tak trudno rozróżnić pierwsze spotkania smakowe od wiedzy o istnieniu karczochów, rukoli czy świeżo wyciśniętej oliwy? A może dla pani redaktor to jest jednoznaczne, że gdy się wie o istnieniu jakiegoś smakołyku to się i zna jego smak? Tylko jak w Polsce znać smak świeżo wyciśniętej oliwy? Kto przyjeżdżający tu latem pozna smak karczocha? Pewnych rzeczy możemy tylko doświadczyć mieszkając w danym miejscu.
Zastanawiam się też, dlaczego szefowa działu kultury w gazecie nie umie dostrzec mojej fascynacji sztuką zamieniając ją na egzaltację nie wiadomo czym. Dlaczego nie widać w artykule, by zadała sobie pytanie, skąd taka popularność mojego bloga o Toskanii. Czyżby czytelnicy byli aż tak mało wybredni, że wciąga ich faktycznie opowieść pt. "przybyłam, zobaczyłam, ugotowałam, kupiłam?". Tym bardziej, że ja nie przeżywam romansów, nie zmagam się z remontami, nie kupiłam ruiny, nie miałam w ogóle pieniędzy na przeprowadzenie się do Toskanii, zrezygnowałam ze względnej stabilizacji w Polsce na rzecz mieszkania w pobliżu cudów ręką człowieka poczynionych, a taką możliwość dało mi właśnie bycie gosposią księdza, nie "księżowską".  
Zresztą o tym kim jestem mogła Małgorzata Sadowska przeczytać w książce. Mogła uważniej czytać książkę, nie tylko poświęcić się wnikliwie recenzjom o niej na merlinie. Do czego trudno było pani się przyznać i zmieniła umiejscowienie opinii Marianny na komentarz pod blogiem.
Czemu o tym wszystkim piszę? Ano nie omdlewam z wrażenia tylko dlatego, że piszą o mnie w gazecie. Lubię rzetelne dziennikarstwo. Z chęcią poczytałabym jakieś obiektywne i krytyczne uwagi na temat  mojej książki.

Może coś, co umieściłam w tym wpisie przyda się pani redaktor i czytelnikom artykułu, którzy nigdy tu jeszcze nie trafili, a którym pokazała tak tendencyjny i czasami miałam wrażenie, że cyniczny obraz, nie tylko mojej osoby. Ja po przeczytaniu tego artykułu nie wiem, czy bym się skusiła na kupienie mojej książki.

Wy, którzy już tu od dawna zaglądacie, wybaczcie mi tę osobistą wycieczkę, ale nie ma we mnie zgody na byle jakie dziennikarstwo. Wiecie też, że nie zarobek ani ambicje literackie były głównymi motywami wydania bloga w postaci książki. Po prostu wydanie czegoś swojego autorstwa i trafienie w czyjeś zapotrzebowania to niezwykła przygoda, której nie zepsuje mi pani "zajmująca się" kulturą. A jeśli ma takie problemy z zobaczeniem we mnie kogoś więcej, niż gosposi, to pomocna może się okazać "Mocno skrócona instrukcja obsługi Małgorzaty Matyjaszczyk". 

Dlatego z dedykacją dla Małgorzaty Sadowskiej z "Przekroju" umieszczam, co następuje:

Uwaga techniczna: Jeśli film się "ścina", to najlepiej puścić go, niech sobie leci, w tym czasie coś innego sobie zrobić a potem jeszcze raz odtworzyć.

27 komentarzy:

  1. Ściemniasz ;) pokaż jak statystyki odwiedzin wzrosły

    OdpowiedzUsuń
  2. Przestałam czytać Przekrój jakiś czas temu i dobrze. Cynizm, zazdrość, zaściankowość, brak wyczucia, dystansu.. a może przeświadczenia o władzy prasy. Różnica między Paniami jest podstawowa, owa Zofia robi to za pieniądze a Pani Gosieńko robi to dla nas, kosztem własnego czasu. Prowadzi nas Pani zakątkami, których zwykły Polak nie zobaczy - bo go na to nie stać. Nie można delektować się pizzą, jeśli nie jadło się jej pod niebem Italii, oliwa w Polsce to coś innego. Trzeba być dyletantem, żeby tego, nie rozumieć. Wiele osób ma swoje pasje i to jest wspaniałe. Dobrze, że czytamy. Czytałam, że w Polsce sprzedano już miliony egzemplarzy książek o Toskanii. Proszę się nie martwić.W różnych miejscach ludzie żyją, pracują i jeśli robią to dobrze to wspaniale. Innym od tego wara! Smuci mnie ta sytuacja ale jestem z Panią i myślę, że jest nas więcej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Małgosiu!
    Ciesz się z reklamy! Twoją książkę umieszczono na drugim miejscu, zaraz za pozycją Frances Mayes.
    Przecież nikt z czytelników "Przekroju" o zdrowych zmysłach nie uwierzy, że Twój blog zdobył tak wielką popularność dzięki wieściom o zakupach i sprzątaniu! Zatem tym bardziej sięgną po książkę i zajrzą tutaj.
    Autorka tekstu raczej książki nie przeczytała, bo w przeciwnym razie dostrzegłaby Twoje kompetencje w dziedzinie historii sztuki, działalność artystyczną i TWÓRCZY WKŁAD W ŻYCIE RELIGIJNE I KULTURALNE PARAFII, w której pracujesz.
    W oktawie Wielkiejnocy powstrzymam się od wyrażania opinii na temat kompetencji autorki artykułu.
    Serdecznie Cię pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Malgosiu,
      Czasami tak bywa. Proponuje a nawet polecam goraco nie przejmowac sie dziennikarka z "Przekroju". Kiedys mieli tam wspanialego dziennikarza p.Zbyszka Rogowskiego. Wielkiego podroznika, entuzjaste przygod. Pisal doskonale. Te czasy mamy juz za soba.

      Ja sie ciesze na tegoroczny wrzesniowy wspolny wypad i najwiecej ze spotkaniem z Roberto i mozliwoscia noclegu w ogrodzie.

      Saska kepa sie klania.

      Serdecznie pozdrawiam i sciskam..
      Basia

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dlaczego od dawna czytam Pani bloga?
    Ponieważ posiada Pani również inne talenty.Czytając bloga uczę się jak można smakować życie. Zwalniam, widzę rzeczy, które wcześniej omiotłabym wzrokiem. Otwieram umysł na nowe doznania- obcowanie ze sztuką, książkami,które Pani poleca. Sposób w jaki pokazana jest Toskania i codzienne w niej życie wyzwala chęć poznania jej własnymi zmysłami.

    Pozdrawiam gorąco!
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
  6. Pani Małgosiu,
    czytam Pani bloga (i od niedawna książkę) z wielką przyjemnością i nie zepsują mi jej złośliwości Pani Redaktor. To rzadkość, pisać tak szczerze i pięknie o spotkaniu z nowa kulturą, o odkrywaniu nowych smaków i krajobrazów. Ja widzę w tym dziecięcą - w najlepszym tego słowa rozumieniu - otwartość na "nowe". Użycie określenia "egzaltowana" w odniesieniu do pani Osoby dowodzi kompletnego braku zrozumienia treści przedstawianych w Pani blogu. A może tylko wskazuje, iż autorka nie pofatygowała się, by go po prostu przeczytać. Dziękuję, że znajduje Pani czas na pisanie.
    serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Pani Małgorzata Sadowska ogląda świat (a zwłaszcza Toskanię) zza zatłuszczonego menu baru "Niespodzianka" serwującego schabowe o wdzięcznej nazwie Italia. Do pełni szczęścia (i ferowania krytycznych ocen książek o tym świecie) najwyraźniej wystarczy jej porównanie ich zawartości z upstrzonym przez muchy oleodrukiem przedstawiającym Wenecję. Jeśli jakieś opisywane miejsce sprawia wrażenie ładniejszego od tego widoczku (zapewne z Rialto!) - to z pewnością autor opisu jest egzaltowany, jeśli dzieje się przy tym jakaś historia uczuciowa - to autorka musi być namiętna, a jeśli już ktoś zbyt fachowo przyłoży się do uprawy - Boże uchowaj: winorośli!, to od razu zyskuje ocenę swawolnego Dyzia. Pani Marlena de Blasi (dla mnie rasowa, piękna i interesująca kobieta z krwi i kości) podsumowana została w artykule jako kobieta o obfitych kształtach i niepasującym do niej głosie małej dziewczynki... Zawodowa zawiść osoby piszącej dla pisma o stale obniżającym się poziomie?
    To nawet nie jest cynizm, Małgosiu. To raczej tępa, ponura zazdrość, która każe dziennikarce deprecjonować wszystko to, co dla innych jest źródłem przyjemności, szczęścia czy choćby obiektem marzeń (tak, przy sprzątaniu również).
    Pani Sadowska wie lepiej. Wie, że upał, że hordy turystów. Dobrze, że chociaż zaczyna wierzyć w odmładzające właściwości Toskanii. Może, jak już się odważy sprawdzić jak wygląda ten świat nieco oddalony od baru "Niespodzianka", to i jej się uda odmłodzić nieco swoją duszę....Nie wiem, jak wygląda, czy jest "dojrzałą kobietą o obfitych kształtach", czy też wychudzoną japiszonką noszącą rozmiar buta numer 43. Na mnie robi bowiem wrażenie kwękającej i narzekającej na wszystko upierdliwej staruchy o raczej ciasnych horyzontach myślowych.
    Kinga z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytanie Pani bloga jest dla mnie powrotem w tamte strony - bylam we Florencji raz tylko i to bardzo krotko, ale wciaz wracam tam w marzeniach. A to co Pani pisze pozwala poznac mi jeszcze inne miejsca w Toskanii i planowac wyprawe, ktora mam nadzieje kiedys dojdzie do skutku. I z pewnoscia Pani ksiazka bedzie jednym z przewodnikow, ktorym bede sie wtedy poslugiwać. Pozdrawiam serdecznie i ciesze sie, ze Pani nie przejmuje sie recenzjami, zawistnych byc moze, ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ubawił mnie artykuł. Nawet widzę oczami wyobraźni jak powstał... otóż autorka musiała "coś tam" pewnie napisać do „numeru”, a ponieważ sama zbyt wielkiej wiedzy i polotu nie ma, to pewnie odwiedziła empik, albo po prostu, wirtualnie Merlina, aby zaczerpnąć inspiracji. A tam! Dopatrzyła się, że jest wiele książek o ludziach, którzy sami spełniają swoje marzenia, bądź los sprawia, że życie im się nagle odmienia i zamieszkują np. w Toskanii i... są "o zgrozo" szczęśliwi! W dodatku piszą książki, a ludzie chcą o tym czytać! Dlaczego tego nie skrytykować i wyśmiać. Jakoś nie wydaje m i się, żeby autorka przeczytała którąkolwiek z książek, dlatego na miejsce poszukiwań "inspiracji" obstawiam Merlina, bo przecież tam można przeczytać streszczenia i opinie klientów. Podobnie jak Kinga obstawiam niezadowoloną z życia kobietę w słusznym wieku (na pewno mentalnie), której już się nie chce i zazdrości innym, że im owszem, chce się zmieniać życie, siebie, rozwijać swoje zainteresowania i pasje mniej lub bardziej profesjonalnie. W końcu, czy aby zachwycać się pięknem sztuki trzeba skończyć historię sztuki, albo czy każdy kochający muzykę skończył konserwatorium? A najbardziej rozbawiło mnie uznanie Małgosi za egzaltowaną. Jakoś ja widzę ją jako kobietę twardo stąpającą po ziemi z dużą wiedzą a jeszcze większą pasją :-) Zaznaczam, że nikt mnie nie zmusza do czytania bloga, od niego zaczynam swój dzień. I tak! Przyznaje ja też zazdroszczę Gosi… ale pozytywnie , życzę jej wiele dobrego i dzięki niej mam Italię na co dzień w swoim domu, no i wolę poczytać o freskach, niż marnować czas np. na… pośledni artykuł z kolorowego czasopisma.
    Współczuję pani redaktor wspomnień z wakacji , skoro sprowadziła wakacje we Włoszech tylko do upału i tłumu turystów :-). NA PRAWDĘ MOŻNA INACZEJ TYLKO TRZEBA ZMIENIĆ NASTAWIENIE DO ŚWIATA I LUDZI!
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  10. No cóż, Pani Sadowska pisząc artykuł zachowała się typowo dla większości Polaków (niestety): nie mając pojęcia o rzeczy, najlepiej od razu skrytykować i zrównać z ziemią. To właśnie polskie fora internetowe przepojone są największym jadem , zawiścią i krytyką. Niemniej od osób ośmielających się publikować swoje artykuły w gazetach (i zarabiajacych tym na życie) wymagalibyśmy zdecydowanie więcej fachowości - żeby o czymś pisać, należałoby sie najpierw z tym zapoznać, czego w przypadku p. Sadowskiej wyraźnie zabrakło.
    Myślę Pani Małgosiu, że nie ma się czym przejmować - rosnąca liczba Pani czytelników przecież i tak i tak wie lepiej! :-)) A Pani Sadowskiej życzymy, aby chociaż raz w życiu też mogła posmakować świeżo wyciśniętej oliwy, karczocha i rukoli. Może wtedy zrozumie i też się zachwyci, zamiast pluć jadem....

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobry news to zły news - to jedna z podstawowych zasad mediów. Autorka tekstu nie może chwalić ani idei zamieszkania w Toskanii ani poświęconych jej książek, bo sama wpisałaby się w ten nurt. A emocje i, co za tym idzie, zainteresowanie, budzi bycie w kontrze. Stąd ten zjadliwy ton. Nie należy tego brać osobiście, choć to oczywiście trudne ;-)
    Przeczytałam uważnie ten tekst i widzę, że bezpośrednim powodem jego napisania było spotkanie promocyjne z Marleną de blasi.Ponieważ artykuł poświęcony wylacznie jej książce byłby artykułem promocyjnym, zgodnym z życzeniem organizatorów, autorka postanowiła potraktować temat szerzej. To także częsty zabieg. Spotkała się więc z Lindenbergiem (tworca m.in. Super Expressu - nie mogła sobie pozwolic, by w tekscie traktowac go lekcewaząco), a z innymi autorami się już nie kontaktowała. Teza była przeciez gotowa, wystarczyło tak poskladac kawałki, by ja udowodnić.
    Tak to wygląda od kuchni. Takie są te media, taki jest ten świat. Nie należy się przejmować, trzeba cieszyć się pięknem wokół i spełnionymi marzeniami :-)
    Jestem pewna, że nieraz będziemy gościć panią Sadowską w Toskanii.

    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie: http://wstronetoskanii.blog.onet.pl/
    Oliwka

    OdpowiedzUsuń
  12. Wszystko na świecie jest kwestią wrażliwości...
    Nasuwa mi się tylko jeden komentarz PSY SZCZEKAJĄ KARAWANA IDZIE DALEJ
    Pozdrawiam Małgosiu serdecznie
    Eugenia

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie czytałam artykułu i nie mam zamiaru. Za to mam zamiar bywać tutaj i cieszyć się kolejnymi wpisami. No i zjadłabym kiedyś karczocha, o którym wiem, że istnieje:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Pani Małgosiu zacznę od tego, że dobre dziennikarstwo już dawno przeszło do pamięci historii. Więc niema co się burzyć na autorkę, większość z dziennikarzy by sie utrzymać na fali i z tego żyć musi pisać pod dyktando albo robić kilka rzeczy naraz np. wcinać kotleta i przegladać zadane książki - czyż nie kojarzy się to z nielubianym przedmiotem na studiach. A do tego dochodzą nastroje antyklerykalne, i może zazdrość samej autorki, że nie ma konkretnego pomysłu na swoją ziemię obiecaną? Wobec cytowanych innych autorów opina o Pani brzmi nawet antypolsko. I jak tu Pani Małgosiu zrobić rzetelny artykuł o tak nietuzinkowej osobie jak Pani, "o kraju malarzów i włoskim niebie". Do tego słusznie Panią oburza analfabetyzm autorki, bo nawet po pobierznym przejrzeniu książki i bloga napewno nie wynika z nich, że głownym zajęciem Pani jest gotowanie, sprzatanie i robienie zakupów. Zastanawiam się czy aby Pani Sadowska czytała napewno bloga i czy zadała sobie trud wejścia na tą stronę, ale najwidoczniej brakło jej czasu. Artykuł dla mnie wygląda jak studenckie zaliczenie, pisane na kolanie 5 minut przed końcem terminu. Choć temat intrygujący i autorka próbuje zburzyć mit o ... No właśnie o czym - o śnie, o spełnionych marzeniach, czy o poszukiwaniu siebie i swojego miejsca na ziemi? Bo to nie jest nowe zjawisko, że ludzie marzą o cudownych miejscach i się tam przenoszą. Moze nowe jest pisanie o tym na blogach i w ksiązkach niemieszczących się w dziale przewodników i stereotypowo rozumianych podróży. Ale też nie wszyscy chcą wiedzieć gdzie spać i jeść oraz jak szybko zaliczyc listę UNESCO. Dla niektórych ważniejsze jest poczytać o tym jak piękny widok rozpościera się z okien np. plebani i popatrzeć , zachwycić się prostym pięknem i poczuć się szczęsliwym bo spełniają się już czyjeś marzenia, a może niedługo moje też się spełnią.
    Tak, ale to wymaga pokory i dystansu wobec siebie a to już trudno znaleśc w polskim narodzie.

    A na koniec Pani Małgosiu filmik instrukcja jest naprawdę bardzo fajny i dający do myślenia na ile my się realizujemy w swoim życiu i na ile z niego czerpiemy radości. Niech Pani nadal wyciska jak najwięcej soku z tego życia i niech się Pani nim dzieli i inspiruje innych.
    Pozdrawiam Gosia

    OdpowiedzUsuń
  15. artykułu nie znam i nie czytałam i podejrzewam, że nie przeczytam z powodów jasnych, bowiem nie czytam tegoż pisma, ale...nie wiem, czy do końca zrozumiałam zarzut. Chodzi o to, że nie Przeżywasz uniesień i mega romansów z przystojnymi Włochami, że ojejejej , tak?? NO więc, co Wiesz z mojego bloga, ja to uznałam za ATUT książki, którą czytałam na podstawie Twojego bloga. A mianowicie mam DOSYĆ opisów kobiet, które żyją li i jedynie wtedy, kiedy kręci się koło nic przystojny chłop. Mam chęć na opowieści o kobietach, które umieją być same bądź nie w stałych związkach i nie krzywdują sobie z tego powodu. Które UMIEJĄ ŻYĆ bez mężczyzny.
    Ha i to piszę, ja, mężatka;) ale wiesz, przejadło mi się to, co się proponuje i co się sugeruje.
    Podoba mi się inne spojrzenie na szczęście, ot, co.
    Ale się rozpisałam, łomatkokochana;))

    OdpowiedzUsuń
  16. Artykuł pani Sadowskiej cieniutki i na zamówienie. Szkoda, że autorka nie pofatygowała się i nie przeczytała całego Twojego bloga Małgosiu. Może w międzyczasie pomiędzy "byłam, ugotowałam, kupiłam...." znalazłaby "byłam w swojej pracowni i zrobiłam wiele pięknych rzeczy, namalowałam obraz itd". Ale cóż tacy są ludzie (na szczęście nie wszyscy. No i przepraszam Panią Sadowską, że z karczocha jadłam tylko tabletki (takie na obniżenie cholesterolu) bo oryginał zamierzam zjeść w Toskanii. Pozdrawiam Małgosiu i nadal pozostaję Twoją wierną fanką. Iwona

    OdpowiedzUsuń
  17. po co ta instrukcja obsługi... nie trzeba nikomu tłumaczyć, że się nie jest wielbłądemheek

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja w ogole pytam "o so chozi..." bo czytalam wspaniale ksiazki li tylko o gotowaniu i pieczeniu, dobre pioro kazdy temat moze przemienic w swietna literature. Autorka artykulu sie stara byc zlosliwa i uszczypliwa tylko nie wiem po co. DUBLINIA

    PS Mnie sie ksiazki MAte specjalnie nie podobaly. Ale napalilam sie na 1000 Dni w Toskanii.

    OdpowiedzUsuń
  19. Małgosiu,
    Szkoda nerwów!!! Specjalnie kupiłam ten Przekrój, żeby przeczytać, co tam naskrobali o Twojej książce. Oczywiście same bzdury!!! Opinie nie tylko wydają sie mocno tendencyjne, ale również niekoniecznie wiadomo na czym są oparte! Cały artykuł wogóle strasznie chaotyczny i w zasadzie nic konkretnego z niego nie wynika... Odnioslam wrażenie, że napisano go tylko po to, aby 1)zapełnić strony w gazecie, 2)posiać ferment wśród czytelników,3)skrytykować co się da i kogo się da!
    Mówię Ci - nie warto tym się przejmować. Szkoda życia i zdrowia!
    Pozdrawiam Cię najserdeczniej!
    Marlena

    OdpowiedzUsuń
  20. Pani Małgosiu, Pani bloga polecił mi przyjaciel, mówiąc "nie Mayes, nie Mate, poczytaj Matyjaszczyk!". No więc poczytałam i...zachwyciłam się - Pani wrażliwością, ciepłem, radością, talentem. Przypomina mi Pani o tym, co ważne...

    Co do artykułu - zastanawia się Pani, co gryzie p. Sadowską? - bezmyślność.

    Pozdrawiam wiosennie
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  21. No widzisz, zdenerwowałaś Sadowską, tym że to Ty mieszkasz tam, a nie ona:))))
    Całuję i pozdrawiam
    Joanna z kaffe-latte

    OdpowiedzUsuń
  22. Zawsze znajdą sie tacy co krytykują i nie ma sie czym przejmować!Fajny filmik.Pozdrawiam serdecznie:)
    Egzaltowana czytelniczka:)

    OdpowiedzUsuń
  23. Same uszczypliwości, pani Sadowska musi być strasznie nieszczęśliwą i niespełnioną osobą, która nie może znieść tego, że kogoś coś w życiu cieszy i daje dużo radości, nawet gdyby to miało być gotowanie, sprzątanie, pranie itp. Jej opinia w ogóle nie ma nic wspólnego z tym blogiem, pewne jest to, że jej tutaj nie było i nic nie wie o prawdziwej Małgosi.
    Pewne jest jeszcze jedno, nam czytelnikom się tu podoba, będziemy tu wpadać a Ty Małgosiu serwuj nam swoje zapiski, no i czekamy na książki :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie było mnie trochę i właśnie nadrabiam zaległości...
    Artykułu w Przekroju nie czytałam i czytać nie zamierzam ,bo dobrze znam ten rodzaj bezinteresownej zawiści i konieczności skrytykowania ,znalezienia dziury w całym, chociażby tylko po to aby wzbudzić zainteresowanie czytelników...
    To marne dziennikarstwo ,które ,gdy nie ma nic kompetentnego do powiedzenia posługuje się krytyką i niesprawdzonymi informacjami... Małgosiu!
    Nie warto przejmować sie tego typu ujadaniem!!!
    Dla mnie ważne jest ,że dzięki Twojej książce i blogowi mogę sobie codziennie dowolnie długo oglądać piękno i o nim czytać ,dowiadując się wciąż czegoś nowego.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie :)))
    Gdynianka

    OdpowiedzUsuń
  25. Po przeczytaniu artykułu odniosłam wrażenie, że dziennikarka Małgorzata Sadowska nie tyle prześmiewa się zza fałszowanego i wyidealizowanego jej zdaniem obrazu "bella Italia" opisywanego w książkach wymienianych autorów, ile szydzi z naiwnego czytelnika, bo pozbawionegon krytycznego myślenia i nie potrafiącego odniesc się z dystansem do treści czytanych książek.Każdy ma prawo opisywac świat tak jak go czuje i przeżywa, i każdy może to przyjąc, albo odrzucic. Poznawanie Toskanii oczami pani Małgosi Matyjaszczyk bardzo mi odpowiada, więc czytam bloga od poczatku jego powstania i nieustajaco po dzień dzisiejszy.Pani blog mnie inspiruje, uczy i rozwija. Uważam panią za osobę bardzo świadomą siebie i swoich potrzeb, przy tym wrażliwą, uzdolnioną i najważniejsze wykorzystujacą swoje talenty do dzielenia się z drugim człowiekiem- wiedzą, wytworami, uwagą, uśmiechem i życzliwoscią.Pani Małgosiu- pani poprostu lubi ludzi,czego nie można powiedziec o pani Małgorzacie Sadowskiej.Bożena

    OdpowiedzUsuń
  26. Szkoda, że nie mogę przeczytać artykułu (zbyt mała rozdzielczość). Ani obejrzeć filmiku - zniknął? Nie będę się wypowiadać na temat tekstu, którego nie znam - ale bardzo proszę nie wrzucać wszystkich dziennikarzy do jednego wora! :) Jestem dziennikarką. Są różni, jak w każdym zawodzie. "Przekrój" w tamtym okresie zamieszczał "eseje" obrazujące lekko jakiś temat - na wzór "Newsweeka". I zblazowany, nonszalancki ton był w modzie. Chyba ma rację jedna z czytelniczek, pisząc, że to tekst pisany pod Marlenę de Blasi, która akurat spłynęła do Polski wraz z nową książką. Nie przepadam za jej twórczością, anturażem diwy, manierycznością. Osobiście wolę książki... Małgorzaty Matyjaszczyk, bo tchną autentycznością. Są prawdziwe. Niczego nie udają, nie usiłują zrobić na nas wrażenia. Robią je, bo pani Małgorzata ładnie i ciekawie pisze, zna się na sztuce, ma wrażliwe oko. Jedno, co na pewno jest dobre w tej publikacji, która tak panią wkurzyła, pani Małgorzato - to tekst w bardzo popularnym wtedy tygodniku i postawienie w jednym rzędzie książek profesjonalnych pisarzy, dziennikarzy (przynajmniej za takich wszyscy się uważają) - z blogerką, debiutantką! I z tego proszę być dumną :) Na rzecz tamtych autorów działały machiny promocyjne ich wydawnictw. Pani była daleko, nie odbywała spotkań autorskich, nie miała bogatego sponsora. Proszę się cieszyć, że trafiła pani do tego grona autorów, jako "królowa ludzkich serc". A poza tym, stara prawda przy debiucie: "źle czy dobrze, byle z nazwiskiem!". I z dumą, że już druga książka w tym czasie była w drodze...
    Pozdrawiam, Aldona

    OdpowiedzUsuń